sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 4




JEŚLI DOCENIASZ MÓJ WYSIŁEK I KILKA GODZIN SPĘDZONYCH NAD NAPISANIEM TEGO ROZDZIAŁU, NAPISZ KOMENTARZ.



                           * Amy's POV *



- Serio? Pępek też? - Powiedział blondyn, gdy Kimmie zawiązała końce swojej koszulki, ujawniając kolczyk, na co cicho się zaśmiałam. Ja też mam. Zrobiłam to samo ze swoją koszulką, a wzrok wszystkich przeniósł się na mój brzuch. 


- Ty też? A myślałem że jesteś tą grzeczniejszą. - Odparł Louis, a ja prychnęłam głośno. 
- Grzeczniejszą. - Szepnęłam sama do siebie z ironią.
- Obawiam się że żadna z nas nie jest tą grzeczną. - Odezwała się ciemnowłosa, przerywając na chwilę mycie samochodu. - Ale wy wcale nie musicie tego wiedzieć.


- Niestety, ale już wiemy. Nie tylko dlatego że nam to powiedziałaś. - Mruknął czarnowłosy wskazując na resztki różowej farby. Czy mi się wydaje, czy ona na prawdę tylko dla Zayna jest taka miła? Tak, pamiętam jego imię. Dziwne, jak na nią.







- Jak wy w ogóle się nazywacie? Przedstawił mi się tylko Zayn.
- Am! - Wrzasnęła Kim, robiąc oburzoną minę.
- No co?! - Przewróciłam oczami, przejeżdżając kolejny raz gąbką po śliskiej powierzchni.


- Ahh... tak, sąsiadeczki. Ja jestem Niall, a to Liam. O resztę spytaj się swojej koleżanki. - Przeniosłam wzrok na Kimmie ze znakiem zapytania na twarzy. Wyglądała na zakłopotaną.
- Yyy.. Ten.. To jest Louis. - Wskazała na szatyna w bluzce w paski, na co ten skinął głową z uśmiechem. 


Ona oczywiście miała grymas obrzydzenia na twarzy, jak zawsze gdy ich wszystkich widzi. - Noo... A to jest... Chłopak z małpą na głowie. - Uśmiechnęła się sama do siebie, a wszyscy razem ze mną wybuchnęli śmiechem.


- Ej! Ja jestem Harry, a moja fryzura jest magnesem na laski. - Oburzył się chłopak z lokami.
- Jakoś na nas ten magnes nie działa. - Fuknęłam, przewracając oczami.
- Dokładnie loczuś. Chyba coś się zepsuł. - Dokończyła Kimmie, podbiegając do mnie i przybijając piątkę.


- Skończyłam. Teraz możecie zostawić mnie w spokoju do końca życia. 
- Chyba śnisz. - Powiedział od razu Louis, a ona podniosła pytająco brew. - Jeszcze się zemścimy.


- Taa jasne. Chodź Amy, te kaszaloty już  nas nie potrzebują. - Zgodnie skinęłam głową, wycierając ręce o koszulkę Nialla, który swoją drogą nie był z tego zbytnio zadowolony, ale mi to wisi. 


- Pa chłopcy. - Pożegnałam się. W sumie to te dwa słowa aż ociekały sarkazmem, ale oni wzięli to chyba na serio. Tak to bywa kiedy jest się idiotą. Zaczęłam krztusić się śmiechem nie wiadomo z czego zaraz gdy wyszliśmy z ich posesji.


- Może wreszcie zaczną udawać że nie istnieją, co byłoby szczytem moich marzeń. - Odparła Kimmie, śmiejąc się razem ze mną.
- Dokładnie... już tęsknię za moimi Zdzisławkami. - Westchnęłam, robiąc rozmarzony wyraz twarzy.


- Nie dziwię ci się. Zbyt długo przebywaliśmy z tą czwórką niedorozwojów. Teraz to szczególnie utwierdzili mnie w przekonaniu że są totalnymi lebiodami. - Pokręciła głową, na co ja zmarszczyłam brwi w zdekoncentrowaniu.


- Zaraz, zaraz. Czwórka? A ich przypadkiem nie jest pięciu? Czy ja o czymś nie wiem? - Otworzyłam szeroko oczy, zagradzając jej drogę.
- Zayn jest całkiem spoko. - Odparła jak gdyby nigdy nic. - A teraz suń dupę bo muszę dostać się do domu. - Zszokowana patrzyłam na dziewczynę mijającą mnie i zmierzającą w stronę drzwi wejściowych od swojego domu.


- Czy ja dobrze słyszę?! Czy ty właśnie powiedziałaś że... 
- Zamknij twarz! - Przerwała, spoglądając na mnie ostrzegawczym wzrokiem i zaczęła iść tyłem. - Pojeździłabym na rolkach. Osiemnasta? - Spytała, unosząc brwi.


- Osiemnasta. - Potwierdziłam, wyrzucając ręce w powietrze z bezradności zanim ta zdążyła zamknąć za sobą drzwi. Spojrzałam na ekran mojego telefonu i stwierdziłam że zostały mi jeszcze trzy godziny do umówionej godziny. No nic. Pójdę do domu i nawpieprzam się Zdzisławków. 



                                 ~*~



- Wychodzę, mamo! - W skarpetkach i z rolkami w ręce wybiegłam na trawnik, nawet nie czekając na odpowiedź. Usiadłam na tyłku i zaczęłam zakładać rolki na stopy. Oczywiście szczęście nigdy mi nie sprzyja i musiało zaciąć się zapięcie. 


Po chwili, jednak udało mi się z tym uporać i już jechałam w stronę domu Kim. Po trawniku, oczywiście. Moja mama chyba nie będzie z tego zadowolona, ale robiłam to już wiele razy, więc i ten nie zrobi różnicy. 


Prawie wywaliłam się na zakręcie. Cóż za szczęście że państwo Jones posiadają dwa filary w pobliżu drzwi wejściowych. Dzięki nim takie biedne dziewcze jak ja oszczędzi sobie siniaków na dupie. Chwała im za to. 


Zapukałam kilkukrotnie w drewnianą powłokę, czekając na pojawienie się mojej przyjaciółki w progu. Tak właśnie się stało. Widok Kimmie w jednej rolce, ledwo stojącej w pionie lekko mnie rozbawił, ale to możemy pominąć.


- Ty to masz wyczucie czasu. - Bąknęła, na co ja spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu.
- Jest osiemnasta pięć, czyli się spóźniłam, więc ty już dawno powinnaś mieć ubrane rolki. - Uśmiechnęłam się zadowolona z siebie, wchodząc do środka pomieszczenia i zamykając za sobą drzwi.


- Cicho bądź. - Przewróciła oczami, siadając na schodach i męcząc się z drugą rolką. Zawsze gdy bardzo się na czymś skupia, charakterystycznie wystawia język. To nigdy nie przestanie mnie śmieszyć. Wygląda wtedy okropnie lamersko a zarazem uroczo.


- Już? - Spytałam, gdy nieumiejętnie próbowała wstać, na co kiwnęła głową. Pomogłam jej, chwytając za ramię i ciągnąc w górę. 
- Wiesz że mojej mamy nie będzie do jutra wieczór? - Powiedziała Kim z podekscytowaniem w głosie, gdy tylko wyszłyśmy za drzwi, a ona zamknęła je na klucz.


- Serio? Fajnie masz. - Uśmiechnęłam się szeroko, ale uśmiech szybko zszedł z mojej twarzy, gdy tylko zobaczyłam pewnych osobników. - Patrz. Nasi ulubieni sąsiedzi. - Szturchnęłam Kim w ramię, wskazując na pięć dobrze znanych nam osób szwędających się po podwórku.


 Zayn jeździł na bmx, Louis odbijał piłkę do kosza, co jakiś czas rzucając ją do Liama, Niall jadł jakiegoś hamburgera, a chłopak z małpą na głowie, czyli Harry siedział na murku, całkowicie pochłonięty smsowaniem. 


Dlaczego muszą wychodzić z domu wtedy co my? Szybko ich miniemy, więc nie powinno być problemu. Zaczęłyśmy jechać jak najszybciej tylko umiałyśmy, mając na celu zgubienie w tyle naszych ulubionych sąsiadów i brak konieczności oglądania ich fałszywych mord, że się tak wyrażę. 


Oczywiście, nie przyniosło to oczekiwanego skutku, mogło być jednak jeszcze gorzej.
- Hej! Sąsiadeczki! - Wrzasnął za nami Louis, jak przypuszczam, ale z całych sił starałyśmy się udawać że go nie słyszymy. - Zatrzymajcie się! - Jęknęłam z irytacją, odwracając się za siebie w celu wystawienia mu środkowego palca. 







Tak swoją drogą to o ile dobrze pamiętam chyba tylko Zayn ani razu nie nazwał nas 'sąsiadeczkami'. Wspominałam już że tylko jego jestem jeszcze w stanie znieść? Nie? To teraz wspominam. To prawdopodobnie przyszły mąż mojej siostry. Powinnam go lubić.


- Och... - Zdziwił się szatyn, patrząc na mój przez dłuższą chwilę wystawiony palec. - Nie wiedziałem że już tak mnie nie lubicie. - Posmutniał znacznie. On w ogóle myślał że go lubimy? To jest jakiś żart? 
- Już? My was nigdy nie lubiłyśmy palancie. - Powiedziała Kimmie, robiąc dziwny grymas na twarzy.



                             cdn...



_________________________________________________________________________________





     

2 komentarze:

Serdecznie polecam