piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 3




                      * Kim's POV *



Zaczęłyśmy się śmiać, patrząc przez okno na bandę idiotów z szokiem wpatrujących się w różowy samochód, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.
- Dobra robota. - Przybiłam piątkę z Am, podnosząc się na łokciach. Mój pokój. Stąd mamy idealny widok.


- Wiesz że możemy mieć przez to niezłe kłopoty? - Spytała, poważniejąc nagle.
- Daj spokój. Mówisz jakbyśmy nigdy ich nie miały. Poza tym, przecież ta farba jest zmywalna. - Przewróciłam oczami, wracając wzrokiem na teraz już trzech chłopaków okrążających auto, kręcących głową z niedowierzaniem. 


Nie wiem co się stało z tamtymi dwoma ale jakoś mało mnie to w tej chwili obchodzi. - Patrz na ich miny. - Zachichotałam, szturchając ją w ramię. Chłopak z praktycznie czarnymi włosami i z pewnością ciemniejszym kolorem skóry od naszej nagle spojrzał prosto w to okno. Podskoczyłam w miejscu, zeskakując z parapetu i chowając się jak najszybciej tylko umiałam. 





Gdy w końcu otworzyłam oczy i popatrzyłam w prawo. Zobaczyłam praktycznie swoje lustrzane odbicie w wersji blond. Patrzyłyśmy przez chwilę na siebie aż w końcu wybuchłyśmy niepohamowanym śmiechem.
- Widziałaś to? - Wyjąkała przez śmiech, łapiąc się za brzuch. 


- No. - Mruknęłam. - Myślisz że on wie? - Spytałam otwierając szeroko oczy, na co wzruszyła lekko ramionami. 
- Oby nie. - Ledwo zdążyłam powiedzieć zanim usłyszałam dzwonek do drzwi. Ups? Mojej mamy nie ma.
- Co robimy? - Szepnęła, robiąc przerażoną minę. 
- Udajemy że nas nie ma? - Podniosłam pytająco brew.


- Przecież nas widział. - Przewróciła oczami, wstając z podłogi i zmierzając prosto do drzwi.
- Zwariowałaś?! - Zerwałam się na równe nogi, szarpiąc ją za rękę.
- No a co innego niby możemy zrobić? - Powiedziała, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. - Hmm? No właśnie. - Złapała za klamkę, wychodząc z pokoju, a ja zaraz za nią. Bo co innego miałabym zrobić? 


To. Będzie. Totalna. Porażka. Przybiłam piątkę z własnym czołem wraz z otwarciem się drzwi, stwierdzając że to zdecydowanie nie był dobry pomysł, ponieważ wparowali do mojego salonu z mordą, a ja zatkałam uszy na wejściu. Ten wrzask by mnie zabił.







- Dobra! Możecie zacząć mówić normalnie?! - Tupnęłam nogą o podłogę, niczym pięcioletnie dziecko, machając rękami na wszystkie strony.
- Może wy nam lepiej powiecie czemu nasz samochód jest różowy? - Warknął z wyrzutem chłopak w pasiastej koszulce. Po chwili głuchej ciszy Amy zaczęła chichotać pod nosem, a wzrok wszystkich przeniósł się właśnie na nią. Teraz na prawdę chciałam ją zadźgać siekierą. 


- Nie pomagasz... - Szepnęłam, przybliżając się do niej, tak żeby tylko jej osoba mogła to usłyszeć, po czym uśmiechnęłam się sztucznie do całej piątki. - No dobra, Lucas... - Zaczęłam, ale oczywiście przerwano mi.


- Louis. 
- Wszystko jedno. - Przewróciłam oczami. - Nas nie pytaj się o wasz dziwny dobór kolorów, bo nie mamy z tym nic wspólnego. - Próbowałam udawać przekonującą. Nie wychodziło mi to jednak, a coraz głośniejszy chichot Am pogarszał sprawę.


- Ta, jasne. Dobrze wiemy że to wy, bo kto inny mógłby zrobić coś takiego. Tylko wy nas znacie. - Wysyczał przez zęby, coraz bardziej się wkurzając i ostatnim słowie robiąc cudzysłów w powietrzu.


- Jejku, ta farba jest zmywalna. - Powiedziała nagle Am, na co otworzyłam szeroko oczy i odwróciłam się, piorunując  ją wzrokiem. Szybko przyciągnęła swoją dłoń do ust, nie wierząc że właśnie się  przyznała - Ups? - Wzruszyła ramionami.
- Przynajmniej się przyznały. No jedna. - Powiedział czarnowłosy, którego imienia nie pamiętam. Kim mówiła mi jak się nazywa, ale pewnie ona sama o tym zapomniała. 


- No to już! Zmywać mi to! - Louis. Tak, zapamiętałam, odsunął się od drzwi, kiwając głową w ich stronę.
- W twoich snach. - Bąknęłam, krzyżując ręce na piersiach, na co Am zaczęła szarpać mnie za rękę.


- No chodź. Nie chcę mieć niepotrzebnych kłopotów. - Szepnęła, ciągnąc mnie w stronę drzwi.
- Nie ma mowy, Am. - Zaprzeczyłam swoim własnym słowom, pozwalając moim nogom iść za nią. Chłopcy byli wyraźnie zadowoleni z takiego obrotu spraw. 


Po tym jak wszyscy wyszli z mojego przedpokoju, wyciągnęłam klucz z kieszeni i powoli przekręcałam go w zamku, przeciągając tą czynność jak najdłużej.


- Chyba jesteś rekordzistką jeśli chodzi o najwolniejsze zamykanie drzwi. - Zaśmiał się czarnowłosy, drapiąc po głowie.
- Wszy masz? - Uniosłam brwi do góry dołączając do reszty, na co Amy bardzo mocno szturchnęła mnie w ramię.


- Ał! - Powiedziałam chyba znacznie głośniej niż zamierzałam, a ona tylko wzruszyła ramionami. - No co? - Szepnęłam, kręcąc głową z niewinnym wyrazem twarzy. Przeszliśmy przez ulicę, a Louis otworzył bramkę dzielącą nas od wielkiego ogrodu mówiąc.


- Panie przodem. - I uśmiechając się sztucznie. Okej, teraz stwierdzam że on też nas nie lubi. Wszyscy powinni. Tak samo jak my ich. Dla takich dziwnych ludzi nigdy nie będziemy miłe. No way. Przynajmniej ja bo Am, z tego co widzę to chyba już powoli przechodzi na ich stronę. Co?! Nie pozwolę na to!


- Yghm.. Amy? - Powiedziałam poważnie, a ona odwróciła się do mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Potem pogadamy. - Zmrużyłam na nią oczy, a ona trochę się wystraszyła. No bo wiadomo. Gdy my musimy pogadać.. to musi być na prawdę coś ważnego.


- Okej? - Odparła, kręcąc głową.
- No to już. Proszę bardzo. - Blondyn podał mi wiadro z wodą, a raczej prawie samą pianą i gąbkę.
- Chyba sobie kpisz. - Postawiłam to wszystko na ziemi, cofając się o kilka kroków.


- Musicie to zmyć, bo chyba nie chcecie mieć kłopotów. - Odparł szatyn, uśmiechając się przyjaźnie.
- Nie ma mowy. - Prychnęłam, krzyżując ręce na piersiach i rozglądając się naokoło. Może to nie willa, ale duży dom, więc skąd ich na to stać? 


Do tego dochodzi ten wielki ogród z idealnym trawnikiem i garaż z wyjazdem zrobionym z małych kamyków. Co oni, striptiz za kasę robią że tyle zarabiają? A może to są po prostu dzieci bogatych idiotów? Tak! Od początku wiedziałam że są jakimiś bananowymi dziećmi*!


- Kim. Umyjmy ten cholerny samochód i miejmy spokój. - Warknęła zniecierpliwiona Am, ale ja nie odezwałam się ani słowem, rozważając za i przeciw. Najpierw przeciw. Po pierwsze, możliwe że będą myśleć że ich lubimy, pod drugie... ugh.. Nie jestem jakąś pracownicą myjni samochodowej. 


Ale to ty im go pomalowałaś na różowo! Odezwał się głosik w mojej głowie, na co zachichotałam pod nosem, robiąc z siebie totalnego debila śmiejącego się sam do siebie, no ale cóż, co się dziwić, przebywam teraz wśród debili. Dobra... Trzeci argument przeciw? - Kimmie? - A pieprzyć to! 


Podeszłam do wiadra, maczając w nim gąbkę, a wszyscy patrzyli na moje poczynania jakby nigdy dziewczyny myjącej samochód nie widzieli. W sumie to co do tej piątki... zastanawiałabym się.
- Patrzcie, schodzi. Zadowoleni? - Odparłam udając fałszywie szczęśliwego pokemona, na co wszyscy zgodnie przytaknęli głowami z uśmiechem na ustach. 







- Masz tatuaż? -Spytał zdziwiony czarnowłosy.
- No i? - Spytałam, patrząc na moją rękę. 
- Ile masz lat? 
- Siedemnaście a co? - Podniosłam brwi w zdezorientowaniu.
- I już masz tatuaż?
- A ty to niby nie masz? - Spytałam sarkastycznie, patrząc z podziwem na jego pełny rękaw.


- Ja jestem dorosły. - Bąknął.
- Ja też... prawie.
- No właśnie, prawie.
- A co? Nie podoba ci się? - Omg o co ja go spytałam?! Jezu.. jak to zabrzmiało. Przecież ja dalej go nie lubię, więc co mnie obchodzi jego opinia?


- Podoba. Bardzo. - Uśmiechnął się zadziornie w moją stronę, na co przewróciłam oczami.
- Wow. - Odezwał się Louis.
- Czego, znowu? - Warknęłam głosem przepełnionym jadem.
- Rozmawiałaś z jednym z nas normalnie, a on nadal żyje. - Powiedział, na co wszyscy parsknęli śmiechem, oprócz mnie.
- Ha ha. Ale się uśmiałam. - Skupiłam się na pracy którą w tym momencie wykonywałam.


Amy zaczęła robić to samo co ja tylko z drugiej strony. Widać że Louis aż ślini się na jej widok. - Tylko się nie udław własną śliną. - Powiedziałam, patrząc to na niego, to na nią. 
- Co? - Spytała niczego nieświadoma Amy.
- Nic.



_________________________________________________________________________________






* Bananowe dzieci. - W slangu miejskim jest to określenie osoby bogatej, zachowującej się jak lamus.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Serdecznie polecam