wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 1




                        * Kim's POV *



Fuknęłam pod nosem, przenosząc wzrok z pięciu debili wprowadzających się do domu dokładnie na przeciwko mnie na moją przyjaciółkę, Amy, która była równie zirytowana.


- Nie mogli wybrać sobie innego miejsca do mieszkania, tylko akurat tutaj, żeby zatruwać nam życie i zasłaniać widoki na piękno świata? - Bąknęłam.
- To było takie głębokie... - Odparła, nawet na mnie nie patrząc, kręcąc głową z podziwem, na co ja uśmiechnęłam się pod nosem. Tylko ta lebioda jest w stanie poprawić mi humor. Szczególnie w tak dramatycznej sytuacji. 


Po kilku sekundach, znów jednak przybrałam tą nadąsaną minę, patrząc z pogardą na bandę dzieci po drugiej stronie ulicy. Wyglądają na starszych od nas, ale umysłowo to chyba są na poziomie noworodka, a ich mózgi przypominają orzeszki.







- Właśnie wyobraziłam sobie jak zgniatam ich mózgi, ukośnik orzeszki, moim trampkiem. - Uśmiechnęłam się przebiegle, już kreując w myślach jakże niecny plan, który rozwiał się wraz z pomysłem mojego mużyna.
- Śmiesznie by było, gdyby tak całkiem przypadkiem ich samochód stał się magiczne różowy. - Spojrzałam na nią z miną godną prawdziwego pedofila i poruszałam znacząco brwiami.


- Moja krew. - Powiedziałam, udając wzruszenie i zcierając niewidzialną łezkę, zbierającą się w kąciku mojego oka. Po chwili obie zaczęłyśmy się śmiać, a chłopak z małpą na głowie popatrzył na nas jak na idiotki. Sam jesteś idiotą. - Nie gap się tak bo zaraz ci oczy wydłubię łyżeczką! - Wrzasnęłam oburzona, na co ten zaczął się śmiać.


- Łyżeczką?! - Zaczął wydzierać się krótko obcięty szatyn, by po chwili zacząć historycznie piszczeć jak mała dziewczynka. Podniosłam do góry jedną brew, powoli przenosząc swój wzrok na przyjaciółkę. Ona nie wyglądała jednak jakoś szczególnie inaczej. Skąd oni się urwali? Drogi im się pomyliły? Psychiatryk to nie w tę stronę.


- Przestraszyłaś Liama zła kobieto! Nigdy nie mów przy nim o łyżkach! - Co? Wybuchnęłam śmiechem, gdy zobaczyłam jak ten świr wzdrygnął się na słowo 'łyżka'. On się łyżek boi czy co? Jezus. Beka życia. Praktycznie turlałam się po chodniku, nie mogąc powstrzymać głośnego rechotu. Pewnie było mnie słychać na pół miasta, co jest nie lada wyczynem. Kim potrafi.


Gdy już uspokoiłam się wystarczająco, żeby wykrzyczeć im 'Get out of my city!', wstałam z krawężnika, złapałam Amy za rękę i pognałam w stronę domu, z szybkością godną przyzwoitego maratończyka. 


- Co to za cioty? Jezus. Ja z nimi nie wytrzymuję pięciu minut. - Jęknęłam głośno, rozkładając się na kanapie i rzucając deskorolkę gdzieś w kąt. Dobrze że się nie złamała, bo wydałam na nią kupę forsy, ale uwierzcie mi, były na to okazje. Pokręciłam głową, przypominając sobie bliskie spotkanie mojej deski z drzewem. Na szczęście jest cała i zdrowa.


- Masz rację. Trzeba ich stąd wykurzyć. - Odparła siadając obok mnie i włączając telewizor.
- No jasne. Nie wiem co oni tu jeszcze robią. Nie wiedzą że nam się nie wchodzi w drogę? To zawsze kończy się źle. Oczywiście dla innych, nie dla nas. - Uśmiechnęłam się, zarzucając jej rękę na ramię.


- Wiesz... ten plan dotyczący ich auta nadal aktualny, no nie? - Złowieszczo się uśmiechnęła, nie odrywając wzroku od żółtej gąbki.
- Pewnie. Jeszcze nas popamiętają. - Mruknęłam.
- Ale tak serio, to przecież oni nic nam nie zrobili. - Zmarszczyła brwi, w końcu na mnie spoglądając.
- No i co z tego? Wkurzają mnie swoim istnieniem. - Wzruszyłam ramionami.
- Racja. - Zgodziła się ze mną.


                               ~*~



- Kim! Możesz otworzyć? Nie mam teraz czasu! - Krzyknęła moja mama, gdy po całym domu rozległ się dzwonek do drzwi. Niechętnie oderwałam wzrok od ekraniku telefonu, wracając do rzeczywistości. 
- Już idę! - Wrzasnęłam, zdejmując nogi z oparcia kanapy i zmierzając w stronę drzwi wejściowych. Jakież było moje zdziwienie, gdy za nimi ujrzałam jedną z twarzy moich znienawidzonych sąsiadów. Jego na serio pogrzało?







- Cześć! - Odparł wesołym tonem, szczerząc się jak debil.
- Pa? - Powiedziałam zanim zamknęłam mu drzwi przed nosem. Lamusom nie otwieram. Westchnęłam głośno i policzyłam do dziesięciu, zanim ponownie otworzyłam drzwi, gdy denerwujące brzęczenie nie ustępywało. 


Czy on na prawdę nie może po prostu sobie pójść? - Czego? - Warknęłam, przybierając groźną minę.
- Jejku. Co ci jest? Chciałem się tylko przywitać, ale widzę że chyba masz zły humor. - Jego uśmiech trochę się zmniejszył, ale dalej nie zchodził mu z twarzy. Ma jakiś botoks, czy co? 


- I będę mieć, dopóki będziecie w pobliżu. - Przewróciłam oczami, coraz bardziej się irytując.
- Oh.. Mówisz o mnie i o chłopakach? Tak się składa że wprowadziliśmy się właśnie na stałe. - Otworzyłam szeroko oczy, prawie mdlejąc.
- Nie mówisz poważnie. - Wysyczałam przez zęby.


- Poważniej już się nie da sąsiadeczko. Jestem Louis. - Jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył, gdy podał mi rękę, która wisiała w powietrzu kilka sekund, a ja wcale nie miałam zamiaru jej uścisnąć. Westchnęłam głośno, przymykając oczy i próbując zachować spokój.


- Nie chcę cię poznawać i nie chcę żebyś tu był, więc z łaski swojej, rusz dupę i wynoś się z tąd. - Z powrotem zamknęłam drzwi, tym razem z głośniejszym trzaskiem i wróciłam na moje poprzednie miejsce, wybierając po drodze numer Amy. Tak, muszę jej o tym powiedzieć. Natychmiast.


- Siema lamo. Nie uwierzysz kto... - Zaczęłam, ale nie dane było mi skończyć, bo ona zaczęła jak zwykle gadać swoje.
- Właśnie wiem! U mnie też był jeden z nich... Zen chyba, czy coś takiego.. mniejsza z tym, powiedział że oni to tak na stałe i w ogóle. - Czy ona mi w myślach czyta. Jezus. 


- Do ciebie też?! Jak oni w ogóle mogli do nas przyjść?! - Jęknęłam głośno, opadając na kanapę. - Do mnie przyszedł jakiś... Zouis czy coś, ale kazałam mu przed chwilą spierdalać... no może trochę milej, ale chyba sobie poszedł.
- Tak samo jak ja. Był dokładnie przed sekundą.
- Masakra. - Warknęłam.


  
                       * Amy's POV *



Kurwa. Przecież my z nimi nie wytrzymamy. To jest jakaś istna masakra. Oby nigdy więcej nie wchodzili nam w drogę ani nic, bo to może skończyć się tragedią. Najlepiej by było jakby wracali tam skąd przyjechali. Westchnęłam głośno, opychając się chrupkami cebulowymi. 


Zaraz mi się skończą, a to oznacza tylko jedno. Cholera jasna. Będę musiała przejść obok domu tych pedałów, żeby dojść do sklepu. Nieeee!!! Nie przejdę tędy, a innej drogi nie ma. No chyba że cztery kilometry z buta tam i z powrotem, co nie jest chyba zbyt dobrym rozwiązaniem.


 Przecież ja nie przeżyję bez moich chrupków cebulowych. Nadałam im nawet imię, Zdzisławki. Zaśmiałam się pod nosem, przypominając sobie sytuację w sklepie, do którego oczywiście nigdy więcej nie poszłam. Tak, powiedziałam 'Poproszę Zdzisławki'. Większej siary to już chyba nikt nie jest sobie w stanie narobić. Wyciągnęłam z kieszeni moich obcisłych szortów telefon i napisałam SMS do Kim, odpisała prawie od razu. Ten nołlajf to chyba nigdy się nie oderwie od telefonu.







Grrr... Jakoś muszę sobie poradzić. Otworzyłam powoli drzwi wejściowe, rozglądając się na boki. Czysto. Wyszłam z domu i zaczęłam jak najszybciej iść w stronę sklepu.


 Przejdziesz niezauważalna. Nawet nie zwrócą na ciebie uwagi. Powtarzałam sobie w myślach, uspokajając się nieco. Z uśmiechem na ustach minęłam szatański dom i praktycznie w podskokach, zmierzałam do sklepu, gdzie były moje upragnione Zdzisławki.


- Cześć sąsiadeczko! - Usłyszałam gdzieś za sobą, a na mojej twarzy utworzył się grymas niezadowolenia. Oni są wszędzie, prawda? Nie zatrzymując się ani na chwilę, udawałam że tego nie słyszałam i zaczęłam rozglądać się na boki, 'podziwiając piękne widoki'.


- Hej! - Chłopak z małpą na głowie, nagle zagrodził mi drogę i byłam zmuszona do zatrzymania się. - Gdzie idziesz? - Spytał, uśmiechając się szeroko, czego oczywiście nie odwzajemniłam. Miałam kamienny wyraz twarzy i właśnie zabijałam go wzrokiem.







- Do sklepu. Śpieszę się, więc mnie przepuść. - Powiedziałam najmilej jak umiałam, próbując go wyminąć, ale oczywiście nie dał mi takiej możliwości.
- Pójdę z tobą. Jestem Harry - Odparł, poszerzając swój uśmiech, który jakoś nie robił na mnie żadnego wrażenia.


- Nie. Pójdę sama. Przepuść mnie, bo utnę ci palce, zmielę je i usmażę z nich placki. - Zmrużyłam na niego oczy, krzyżując ręce na piersiach, a on wytrzeszczył szeroko oczy. 
- Okej? Jak masz na imię? - Nie ustępywał. Nawet to go wystarczająco nie odstraszyło? Stanęłam prosto, przewracając oczami i szybko go wymijając.


- Spierdalaj! - Krzyknęłam, idąc najszybciej jak potrafiłam, a on zaczął truchtać obok mnie. - Czego nie rozumiesz w tym słowie? - Jęknęłam, przyspieszając jeszcze bardziej.
- No weź. Powiedz mi. - Sapnął w biegu.
- Zostaw mnie w spokoju. - Warknęłam, w końcu widząc w oddali upragniony sklep.


- Jeśli powiesz mi jak masz na imię, to zostawię cię w spokoju. - Odparł szybko.
- Sara. - Mruknęłam, kręcąc głową. - Teraz mnie zostaw. 
- Ładnie. - Uśmiechnął się, stając w miejscu. - Pa, Sara! - Krzyknął zanim zawrócił. 


Ten debil jest naprawdę aż tak tępy, żeby w to uwierzyć? Zaśmiałam się pod nosem, otwierając drzwi do sklepu i biorąc z półki dwie paczki Zdzisławków. Udało się. Może będę mieć spokój przez jakiś czas, bo ten idiota myśli że mam na imię Sara.



_________________________________________________________________________________






Macie tu pierwszy rodział <3,
 piszcie w komentarzach czy wam się podoba ;)

3 komentarze:

  1. Przepraszam z góry że to pisze ale ciężko mi sie czytało. Być może dlatego że to troche nierealne, bo jak dziewczyny moga nienawidzić i tak traktowac gości których kompletnie nie znają. Może jakoś rozwiniesz to dalej nie wiem w końcu to pierwszy rozdział. Kolejna sprawa, mam dla ciebie małą rade, poćwicz nad opisami, bo niezbyt wiele się można dowiedzieć, możesz napisać np jak dokładnie wyglądał chłopak a nie miał tylko małpę na głowie czy ogromny uśmiech. tak samo z pomieszczeniami, co my wiemy o domu amy czy kim, jak wyglada salon w którym usiadła, po zamknij oczy i wyobraź sobie że stoicsz w tamtym pokoju obok niej, co widzisz co ci się rzuca w oczy, jesli opowiadanie "przyozdobisz" o szczegóły bedzie ciekawsze i naprawde może poruszyć wyobraźnie. Traktuj nas czytelników, jak ciemnoty które nic nie wiedzą którym masz jak dzieciom wytłumaczyć co się dzieje w tej histori :) powodzenia życze i nie poddawaj sie z pisaniem :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Popieram czytelniczkę wyżej. Poćwicz, a Twoje opowiadanie będzie naprawdę fajne.
    Zapraszam do mnie http://lostdreams-opowiadaieozyciu-ff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Popieram dziewczyny wyzej :] ↑↑

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie polecam