* Kim's POV *
Poziom znudzenia wzrastał z każdą kolejną sekundą bezczynnego leżenia na miękkim, a nawet zbyt miękkim łóżku w moim, jakże pięknym pokoju. Urządzałam go z Amy. Żadna nowość, bo przecież my wszystko robimy razem.
Błękitne ściany, to mój ulubiony kolor, uwielbiam wszystko co błękitne. Pamiętam jak ta dziwna dziewczyna, zwana moją przyjaciółką, upierała się na bladoróżowy. Wygrałam, oczywiście.
Nie znoszę różu. Bez względu na to, jaki ma odcień. Mało mnie obchodzi czy jest jakiś malinowy czy kij wie jaki, dalej pozostaje różem, którego nie toleruję, bo gdy słyszę nazwę tego koloru, przed oczami pojawia mi się lalka barbie, których też oczywiście nienawidzę.
Z resztą, nic dziwnego. Jako dziecko, ubierałam się jak chłopak i bawiłam tylko samochodzikami albo plastikowymi żołnierzami. Uśmiechnęłam się na pewne wspomnienie z dzieciństwa. Szczególnie wyryło mi się w pamięci, nawet nie wiem dlaczego. Teraz mam się przynajmniej z czego pośmiać.
- Ej! Oddaj mi moją Chloe! - Wrzasnęła mała dziewczynka, skacząc obok mnie. Byłam wyższa, więc nie miała szans.
- Po co ci ta głupia lalka?! - Zaśmiałam się głośno, odrywając głowę od ciała plastikowej istoty.
- Nie! - Pisnęła, ze łzami w oczach. - Moja Chloe!
Właśnie tak. Nigdy nie byłam grzeczną dziewczynką. Jeśli chodzi o meble, to są całkowicie białe, żeby pasowały do ścian. Dalej jest ogromny, puchaty dywan, także w białym kolorze, co jest czasami mało praktyczne. Białe biurko, biała komoda, białe, dwa duże okna, białe wszystko. czasami czuję się tu jak w psychiatryku, ponieważ łóżko też jest tego koloru. Przewróciłam oczami sama na siebie, stwierdzając jak bardzo irytująco to zabrzmiało. Dobrze że przynajmniej pościel jest niebieska.
Podniosłam się do pozycji siedzącej, fukając pod nosem. Ta nuda aż unosiła się w powietrzu. Ciekawe co robi Amy. Wstałam z łóżka, w końcu decydując się ubrać w coś, co nie jest piżamą.
Tak, jest godzina jedenasta dwadzieścia, a ja dalej mam na sobie piżamę w krówki. No co? Lubię ją. Masz z tym jakiś problem? Jezus, to z kolei zabrzmiało tak... lamersko. Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy, związując je w wysokiego kucyka i w ekspresowym tempie ubrałam na siebie wcześniej przygotowane rzeczy.
Chyba jakoś wyglądam. Myślę że mogę się tak pokazać ludziom. Fajnie by było jakby jeszcze obchodziła mnie opinia innych, ale na dworze jest gorąco. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zbiegłam po szklanych schodach w dół. Kto wie z czego one są.
Dla mnie wyglądają na szklane. Kuchnia była prosta, ale nowoczesna. Nie powiem co mam w lodówce bo to nie jest jakieś piepszone mtv cribs. Zaśmiałam się z własnych myśli i standardowo, zrobiłam sobie płatki z mlekiem.
- Dzień Dobry. - Powiedziała moja zaspana mama, stając w progu. Już wiem po kim mam to późne wstawanie.
- Dobry. - Odpowiedziałam, z buzią pełną miodowych stworków. Wybrała zły moment jeśli chodzi o zmuszanie mnie do wypowiedzenia chociaż jednego słowa.
Z ociąganiem przywlekła się do blatu i włączyła ekspres do kawy. Z braku jakiegoś szczególnego miejsca do zawieszenia wzroku, wpatrywałam się dokładnie w każdy jej ruch.
- Co się tak patrzysz? Mam coś na twarzy? - Spytała, podnosząc brew w pytającym geście.
- Nie. - Wzruszyłam ramionami, wpychając sobie do ust kolejną ogromną łyżkę.
- Dupa ci urośnie od tych płatków. Przecież to sam cukier jest. - Mruknęła z rozbawieniem.
- Ha ha. - Powiedziałam ironicznie, wstając z krzesła i wkładając pustą miskę do zmywarki. - Idę do Amy bo mi się nudzi. - Powiedziałam, zmierzając w stronę małego korytarza, gdzie były wszystkie moje buty, a w tym ulubione, białe trampki.
Może nie są już do końca białe, ale je uwielbiam. Złapałam w dłonie ciemne aviatorki i wyszłam na zewnątrz. Słońce od razu zaczęło nagrzewać moje odkryte ciało, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Mimo wszystko, lubię taką pogodę. Zaczęłam swoją krótką, pieszą wędrówkę do domu Amy, całkiem nie specjalnie spoglądając na dom bandy kretynów, ukośnik, złodziei ciszy i spokoju.
Przewróciłam oczami i zapukałam do drzwi. Oczywiście wybrałam tą jeszcze krótszą drogę, przez trawnik, za co Amy pewnie znowu mnie zabije. To nic, umarłam wiele razy. Po chwili drzwi się otworzyły, a w nich ujrzałam średniego wzrostu blondynkę, nie odrywającą wzroku od telefonu. Piękne powitanie, jak zwykle.
- Cześć lamo. - Warknęłam, tym samym zwracając na siebie jej uwagę.
- Oo to ty, Kimmie. Wchodź. - Otworzyła szerzej drzwi, a ja wparowałam do środka jak do siebie. Rozejrzałam się po salonie i stwierdziłam, że nic się od wczoraj nie zmieniło i wszystko jest tam gdzie powinno.
Dominujące brązowe oraz czarne odcienie, drewniana podłoga i mnóstwo kwiatów. Wszędzie. Jej mama chyba ma bzika na ich punkcie. Westchnęłam, przenosząc wzrok na moją przyjaciółkę, która usiadła na kanapie, obok mnie, przenosząc moje nogi rozłożone na całej jej długości na swoje kolana.
Tak swoją drogą, ona ubiera się czasami dosyć dziewczęco, w przeciwieństwie do mnie, oczywiście. Wystarczy tylko spojrzeć na jej strój, aby stwierdzić że jej styl jest milion razy bardziej dziewczęcy od mojego.
- Z kim ty tak piszesz? - Mruknęłam, bawiąc się pasmem moich jasno brązowyvh włosów.
- Z Lucy. Robi imprę. - Odpowiedziała, chowając telefon do kieszeni.
- Serio?! - Wrzasnęłam podekscytowana, z ogromnym bananem na twarzy.
- Noo, jesteśmy zaproszone.
- Kiedy? - Spytałam, zmieniając pozycję na bardziej siedzącą.
- W piątek o 19. - Odparła, wpatrując się we mnie.
- Przecież to już... - Zaczęłam liczyć na palcach. - za trzy dni! - Wstałam z kanapy, tańcząc taniec szczęścia. - Idziemy na melo, idziemy na melo. - Zaczęłam śpiewać, ciągnąc Am za rękę.
- Dobra! Uspokój się, co robimy dzisiaj?
- A nie wiem. Nudziłam się, więc przyszłam do ciebie.
Pokój przez kilka sekund wypełniła cisza, co w przypadku naszej dwójki przebywającej w jednym pomieszczeniu jest nie lada wyczynem. W końcu Amy uśmiechnęła się pod nosem, patrząc na mnie z zadowoleniem.- Co? - Spytałam, a mój uśmiech powoli zaczął się powiększać.
- Może mogłybyśmy odwiedzić naszych nowych sąsiadów? - Poruszyła brwiami w dziwny sposób, na co przytaknęłam lekko głową. - Złodzieje ulic. - Prychnęła pod nosem, łapiąc mnie za rękę i rozpoczynając szaleńczy bieg w stronę drzwi wejściowych. - Wychodzę mamo! - Wrzasnęła otwierając drzwi i zamykając je za nami.
Bardzo dziwne, że miała na sobie buty już wcześniej. Może miała zamiar gdzieś iść? Na przykład do mnie? Nie ważne.
- Chodź. - Amy machnęła na mnie ręką.
~*~
- Może nauczą się, że nam się nie wchodzi w drogę. - Uśmiechnęłam się pod nosem, patrząc na różową farbę w spreju. - Patrz. Idą. - Powiedziałam, wskazując skinięciem głowy na pięciu chłopaków zamykających dom i zmierzających w stronę miasta.
- My na prawdę to robimy? - Zaśmiała się Am, zasłaniając usta dłonią. Gdy zniknęli już z naszego pola widzenia, jak oparzone podbiegłyśmy do drewnianego płotu, przeskakując przez niego. Jego wysokość ma dwie strony, dobrą i złą. Dobrą, dlatego że nikt tego nie zobaczy i na nas nie naskarży a złą, dlatego że musimy się po nim wspinać.
~*~
- Wiesz że możemy mieć przez to kłopoty? - Powiedziała Am, szturchając mnie w ramię.
- Za późno. My już nie raz miałyśmy kłopoty i zawsze wychodziłyśmy z nich cało, dlaczego teraz miałoby być inaczej? - Mruknęłam, uspokajając ją.
- Nie wiem, ale to wygląda epicko. Chcę zobaczyć ich miny. - Przytaknęłam entuzjastycznie głową z wielkim uśmiechem na twarzy, zgadzając się z nią.
_________________________________________________________________________________
Dostosowałam się trochę do rad, więc mam nadzieję że teraz jest trochę lepiej <3 Oczywiście dziękuję za nie. ;) Komentujcie.