- Idziesz? - zachichotałam, ciągnąc go za koszulkę.
- Ej, nie tak brutalnie - Udał oburzonego, ale po chwili jednak na jego twarzy utworzył się przepiękny uśmiech... przepiękny? Co... Brzydki, fu. - zawiesiłaś się czy co? - pomachał mi dłonią przed twarzą na co ja szybko ją odepchnęłam.
- Nie, i nie machaj mi tu tą kończyną bo zaraz nie będzie tak fajnie - warknęłam, przyspieszając kroku.
- A jest fajnie? Może być jeszcze fajniej - poruszył zabawnie brwiami, przygryzając przy tym wargę.
- Wal się zboczeńcu - przewróciłam oczami, wyciągając mu środkowy palec.
- Jaka z ciebie bad girl - prychnął, kręcąc głową.
- Lepiej się już zamknij - odwróciłam twarz w jego stronę, by zobaczyć ten krzywy, ironiczny uśmieszek. - co się tak cieszysz? Chcesz w pysk?
- Tylko mnie nie bij. Mówiłem że się ciebie boję - fuknął, nie panując już nad zaśmianiem się pod nosem co zignorowałam, bo co się będę z idiotą pieprzyć... nie tak jak myślisz co nie... no. - Gdzie my tak w ogóle idziemy? - spytał po chwili.
- Nie wiem... Moje nogi zawsze kierują się w stronę sklepu, więc tak...
- Czyli idziemy do sklepu? A kasę wzięłaś? - uniósł pytająco brew, patrząc na najbliższy sklep który znajdował się jakieś sto metrów dalej.
- Nic nie brałam, ale... czekaj... - sięgnęłam ręką do kieszeni i ledwo wciskając w nią swoją dłoń, zaczęłam szukać w niej drobniaków które wydawało mi się że tam są.
- Pomóc ci? - znowu przybrał ten dziwny uśmieszek, na co ja uderzyłam go drugą ręką z pięści w ramię.
- Idiota - usłyszałam jego śmiech gdziś z prawej, gdy próbowałam teraz już obiema rękami wydłubać te nieszczęsne trzy dolary tkwiące w ciasnej kieszeni moich szortów.
- Ale ja mówię serio - odparł w tym samym momencie gdy udało mi się wyciągnąć to co chciałam.
- Nie, dzięki. Już sobie poradziłam - ponownie przewróciłam oczami.
- Te twoje spodenki są ciasne jak cholera. Jak ty w tym żyjesz?
- Normalnie ułomie. Też coś kupujesz? - spytałam, łapiąc za klamkę i pchając drzwi do przodu. Już się nauczyłam że ich się nie ciągnie. Wreszcie. Długo to trwało.
- Może...
- Dobry wieczór - mruknęłam do sprzedawcy, nawet na niego nie patrząc na co odpowiedział mi tym samym. Od razu skierowałam się do zamrażarki z lodami gdzie znalazłam co? Szparagi i warzywa na patelnię. - Ummm... Pana! Gdzie są lody?
- Przenieśliśmy je na tam - kiwnął głową w kierunek w który od razu poszedłam.
- Myślałem że chcesz jeść zamrożone jarzyny prosto z torebki - Zayn parsknął śmiechem, wlokąc się gdzieś za mną.
- No sorry, ale aż tak porąbana to ja nie jestem - nawet ja niekontrolowanie się cicho zaśmiałam.
- Chyba też wezmę jakiegoś loda - powiedział na co tylko zerknęłam na niego kątem oka, otwierając drzwiczki zamrażarki.
- Te są dobre - wskazałam na orzechowe lody Mcennedy. - są trzy w paczce i możemy się złożyć jak też je chcesz.
- Okej - wzruszył ramionami, podtrzymując mi drzwiczki, żebym mogła je wziąść.
Zapłaciliśmy za nie i wyszliśmy ze sklepu. Powoli zachodziło słońce.
- Jest aż tak późno? - zdziwiłam się, schodząc z trzy stopniowych schodków przy wejściu.
- Na to wygląda. Idziemy już do domu czy chcesz się jeszcze przejść? - Spytał, chowając ręce do kieszeni.
Odwróciłam się w jego stronę, podając mu jednego loda i podniosłam wzrok na jego oczy. Były takie... Piękne. Świeciły się od odbijającego zachodzącego słońca.
- Umm...
__________________________________________
Macie kolejny. Kim będzie chciała iść z Zaynem na spacer czy nie?
Następny będzie dłuższy, obiecuję.
Kocham