Żeby zapomnieć o tym, że poszło się z kimś jeszcze, w dodatku do lasu to trzeba mieć nieźle narąbane w mózgu. Ale czego można się spodziewać po ludziach którzy nawet tego narządu nie posiadają? No właśnie. Teraz muszę ich szukać. Patafiany jedne.
- Czekaj. - Powiedział w pewnym momencie Zayn, gwałtownie się zatrzymując. - Słyszałaś?
- Ale co? - Spytałam zdezorientowana.
- No to. - Fuknął, a ja zaczęłam przysłuchiwać się dokładniej. Rzeczywiście, coś zaczęło zgrzytać, a ja o mało nie posrałam się w gacie.
- Jezu! - Pisnęłam przerażona, gdy nagle coś przebiegło centralnie przed moim nosem. Momentalnie odwróciłam się w przeciwną stronę i zaczęłam biec przed siebie ile sił w nogach. Moje serce biło sto razy szybciej niż powinno i aż zrobiło mi się gorąco. Nawet nie zauważyłam kiedy zgubiłam telefon z latarką.
Prawdopodobnie wypadł mi z ręki, ale zorientowałam się dopiero gdy stwierdziłam że znowu nic nie widzę. Zwolniłam trochę tempo i obejrzałam się za siebie, co było całkowicie bezsensownym pomysłem bo i tak gówno widziałam. Poczułam że na coś wpadam. Aż mnie odrzuciło. Proszę, tylko nie wilkołak. Proszę.
- Tu jesteś! - Usłyszałam dobrze mi znany głos Amy. Jejku, wreszcie. Już myślałam że jej nie znajdę i tu umrę.
- Szukaliśmy cię! Gdzie reszta? - Tomlinson? Okej.
- Też chciałabym to wiedzieć tumanie. - Bąknęłam, przewracając oczami.
- Dobra, Kim daruj sobie te odzywki. To na prawdę nie jest miejsce ani pora. - Bąknęła Am, podchodząc bliżej i obejmując mnie ramieniem. - Byłaś sama? Nie masz jakiejś latarki, albo coś?
- No właśnie miałam, ale coś przebiegło mi przed twarzą i spanikowałam, pewnie wyrzucając ten telefon gdzieś w krzaki. - Westchnęłam. - Był ze mną Zayn i chyba mi się zgubił.
- Mówisz że ci wypadł kiedy zaczęłaś uciekać? Musimy tam wrócić. - Powiedział poważnie Louis.
- Chyba cię powaliło. - Warknęłam ze strachem wypisanym na twarzy. - Ja tam nie wrócę.
- Zayn! - Wrzasnęła Amy, niestety z marnym skutkiem. Zmarszczyłam ze skupieniem brwi, próbując coś wymyślić, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy.
- Chyba zostaje nam tylko to. Wrzeszczenie imion reszty z nadzieją że nas usłyszą. - Wiem że nie wierzę nawet w to co mówię, ale warto próbować.
- Ten las jest ogromny, Jones. Mogą być nawet na drugim końcu. - Westchnął Tomlinson.
- No dobra! To wymyśl coś lepszego panie wszystko wiedzący Tomlinson! - Wrzasnęłam z oburzeniem, wyrzucając ręce w powietrze na znak bezsilności.
Między nami zapadła cisza, a ja fuknęłam z frustracją. No to super. Chyba już wolałam towarzystwo Zayna, mimo tego że jest teraz ze mną Amy.
- Boję się Kimmie. - Usłyszałam łamiący się głos mojej przyjaciółki, na co objęłam ją ramionami, szepcząc że wszystko będzie dobrze.
- Niedługo znajdziemy resztę i wrócimy do domu. - Westchnęłam, opiekuńczo gładząc ją dłońmi po plecach. - Tylko nie płacz.
- Masz rację. Musimy znaleźć resztę. Chodźcie. - Bąknęła, odrywając się ode mnie i niepewnie idąc w nieznany mi kierunek.
Louis widząc jak bardzo Am jest przerażona, bez zastanowienia wyszedł na przód, chociaż on też trząsł się ze strachu. Doceniam, Tomlinson. Zarzuciłam rękę na ramiona mojej przyjaciółki i powoli zaczęłam stawiać kroki w nieznaną mi stronę.
~*~
Nie wiem nawet ile szliśmy, ale na pewno bardzo długo. Nogi zaczęły mnie już boleć, a po sąsiadach ani śladu. Najgorsze jest to, że niezależnie od tego w którą stronę spojrzałam, widziałam tylko ciemność i dzięki świecącemu teraz wyjątkowo jasno księżycowi zarysy drzew. Nie sądziłam że kiedykolwiek to powiem, ale chcę żeby chłopaki byli teraz z nami.
W pewnym momencie stanęłam w miejscu, tym samym szarpiąc Amy za rękę, żeby też się zatrzymała i ze zrezygnowaniem opadłam na trawę, oplatając nogi ramionami.
- To nie ma sensu. - Bąknęłam, wzdychając ciężko i modląc się, żeby zrobiło się już jasno. Byłam śmiertelnie przerażona, a każdy najcichszy szelest wywoływał u mnie coś blisko zawału. Z mojej powieki wydostała się jedna, samotna kropla, po chwili zamieniając się w wodospad łez.
- Kimmie. Ty płaczesz? - Spytała przyjaciółka, kucając i biorąc moją twarz w swoje dłonie. - Znajdziemy ich. Nie płacz bo ja też zacznę. - Powiedziała, a jej głos załamał się przy ostatnim słowie. Pokręciłam głową, pociągając nosem i przetarłam policzki rękawami bluzy, wstając na równe nogi.
- Louis? - Zmarszczyłam brwi, nie widząc w pobliżu zarysu męskiej sylwetki. Wiem że to pedał, ale bez przesady.
- Louis. - Warknęła ze strachem w głosie Amy, gwałtownie podrywając się z ziemi. Otworzyłam szeroko oczy, nie słysząc głosu pasiastego, ani nie czując jego charakterystycznego smrodu.
- Tomlinson, do cholery jasnej! - Wrzasnęłam, a echo rozniosło się po lesie.
- Co? - Usłyszałyśmy ten okropny głos, który teraz tak bardzo chciałyśmy usłyszeć i westchnęłyśmy z ulgą.
- Ty patafianie! Gdzie ty polazłeś?! My prawie umarłyśmy z przerażenia! - Zaczęła blondynka, idąc w stronę oddalonego o jakieś teraz już dwadzieścia metrów Tomlinsona.
- Byłem tylko się odlać, ale widzę że się stęskniłyście. - Odparł, będąc już na wyciągnięcie ręki.
- Idiota. - Fuknęłam z frustracją, uderzając go z całej siły w ramię.
Odwróciłam się do nich plecami, przeklinając pod nosem i zobaczyłam małe światło w oddali, które aż mnie raziło. Nic dziwnego. Przecież już dawno nie widziałam światła. Zmrużyłam oczy, widząc zarysy czterech sylwetek i w jednym momencie przepełniła mnie niesamowita radość.
- Chłopaki! - Krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam, a na moich ustach rozciągnął się szeroki uśmiech. Zaraz po tym zaczęłam biec w tamtą stronę.
- Ej! Patrzcie, to Kim! - Wrzasnął blondyn gdy byłam wystarczająco blisko, a ja z rozpędu uderzyłam w jego klatkę piersiową, przytulając się do niego. Sama nie byłam świadoma swoich czynów, ale po prostu cieszyłam się że w końcu się znaleźli.
Gdy już oderwałam się od Nialla, ten popatrzył na mnie zszokowany. Po chwili jednak zaskoczenie zastąpiła radość i szczery uśmiech.
- Czyli jednak mnie lubisz, Jones. - Odparł uradowany, dumnie podnosząc głowę do góry.
- Cicho, Horan. - Przewróciłam oczami, przenosząc wzrok na Am i Louisa zmierzających już w naszą stronę.
- Wreszcie was znaleźliśmy! - Ucieszył się Liam, świecąc latarką prosto w moje oczy.
- Zayn, znalazłeś swój telefon? - Spytałam, będąc lekko zażenowana swoim zachowaniem.
- Tak, znalazłem. Nie był daleko, a poza tym świecił na kilometr. - Zaśmiał się, wymachując mi przed nosem czarnym urządzeniem marki apple.
- Co to w ogóle było? - Zmrużyłam oczy, aż się wzdrygając na samo wspomnienie stworzenia przebiegającego mi przed twarzą.
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Nie przyglądałem się za bardzo, ale chyba jakaś sarna. - No cóż. To w dalszym ciągu dzikie zwierze.
- Wie ktoś z was jak stąd wyjść? Która jest w ogóle godzina? - Odezwała się Am, wymachując rękami na wszystkie strony.
- Jest dokładnie... trzecia dziewięć. - Odpowiedział jej częściowo Zayn, spoglądając na ekran telefonu.
- Pewnie że wiem jak się stąd wydostać. Szukaliśmy tylko was. - Powiedział pewnie Liam, kiwając głową w lewo, na znak żebyśmy szli za nim.
- Serio? - Otworzyłam szeroko oczy, ciesząc się niezmiernie.
- Serio.
Słuchając uważnie Liama i idąc za nim krok w krok, wreszcie dotarliśmy do mojego domu. Co prawda zmarznięci i przerażeni, ale co najważniejsze żywi. Równo o wpół do czwartej siedzieliśmy w salonie, okryci kocami, które dałam każdemu... Tak, znajcie moją dobroć. No i oczywiście popijając gorącą herbatę, aby chociaż trochę się ogrzać.
- Na noc? Mało już jej zostało, ale możemy być z wami dopóki nie zrobi się jasno. - Odparł Harry, otulając się szczelnie miękkim materiałem w kotki.
- Okej. - Przytaknęłyśmy zgodnie razem z Amy.
Ten dzień... a raczej noc na pewno zapamiętamy na bardzo długo.
No cóż.
Przynajmniej będziemy mieli co opowiadać swoim wnukom.
_________________________________________________________________________________
Jejku.
Bardzo, bardzo, bardzo was przepraszam za tak wielkie opóźnienie, ale nie miałam w ogóle czasu, a poza tym usunął mi się cały gotowy rozdział i musiałam pisać wszystko od nowa, co nie było wcale takie proste. Przepraszam, kocham <3 ^.^