Strony

piątek, 10 lipca 2015

Zawieszam




Przepraszam was. Nie za moją nieobecność ale za to co właśnie robię. Nie, nie przewidziało ci się. Tytuł posta mówi sam za siebie. Jestem zmuszona zawiesić bloga na czas nieokreślony. Bardzo mi przykro jeśli ktoś czekał na rozdział, ale nie jestem w stanie pisać tylu fanficów na raz. Wpadłam na nowy pomysł i planuję zrealizować go w najbliższym czasie, więc śledźcie moje konto bo może się niedługo pojawić coś nowego, zupełnie innego. Mam nadzieję że zostaniecie ze mną i poczekacie na wznowienie tego bloga bo to na pewno nastąpi. Do zobaczenia.



Standardowo, Kocham was.



niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 16




- Idziesz? - zachichotałam, ciągnąc go za koszulkę.
- Ej, nie tak brutalnie - Udał oburzonego, ale po chwili jednak na jego twarzy utworzył się przepiękny uśmiech... przepiękny? Co... Brzydki, fu. - zawiesiłaś się czy co? - pomachał mi dłonią przed twarzą na co ja szybko ją odepchnęłam.


- Nie, i nie machaj mi tu tą kończyną bo zaraz nie będzie tak fajnie - warknęłam, przyspieszając kroku.
- A jest fajnie? Może być jeszcze fajniej - poruszył zabawnie brwiami, przygryzając przy tym wargę.
- Wal się zboczeńcu - przewróciłam oczami, wyciągając mu środkowy palec.


- Jaka z ciebie bad girl - prychnął, kręcąc głową.
- Lepiej się już zamknij - odwróciłam twarz w jego stronę, by zobaczyć ten krzywy, ironiczny uśmieszek. - co się tak cieszysz? Chcesz w pysk?


- Tylko mnie nie bij. Mówiłem że się ciebie boję - fuknął, nie panując już nad zaśmianiem się pod nosem co zignorowałam, bo co się będę z idiotą pieprzyć... nie tak jak myślisz co nie... no.  - Gdzie my tak w ogóle idziemy? - spytał po chwili.


- Nie wiem... Moje nogi zawsze kierują się w stronę sklepu, więc tak...
- Czyli idziemy do sklepu? A kasę wzięłaś? - uniósł pytająco brew, patrząc na najbliższy sklep który znajdował się jakieś sto metrów dalej.
- Nic nie brałam, ale... czekaj... - sięgnęłam ręką do kieszeni i ledwo wciskając w nią swoją dłoń, zaczęłam szukać w niej drobniaków które wydawało mi się że tam są.


- Pomóc ci? - znowu przybrał ten dziwny uśmieszek, na co ja uderzyłam go drugą ręką z pięści w ramię.
- Idiota - usłyszałam jego śmiech gdziś z prawej, gdy próbowałam teraz już obiema rękami wydłubać te nieszczęsne trzy dolary tkwiące w ciasnej kieszeni moich szortów.


- Ale ja mówię serio - odparł w tym samym momencie gdy udało mi się wyciągnąć to co chciałam.
- Nie, dzięki. Już sobie poradziłam - ponownie przewróciłam oczami.
- Te twoje spodenki są ciasne jak cholera. Jak ty w tym żyjesz? 


- Normalnie ułomie. Też coś kupujesz? - spytałam, łapiąc za klamkę i pchając drzwi do przodu. Już się nauczyłam że ich się nie ciągnie. Wreszcie. Długo to trwało.
- Może... 


- Dobry wieczór - mruknęłam do sprzedawcy, nawet na niego nie patrząc na co odpowiedział mi tym samym. Od razu skierowałam się do zamrażarki z lodami gdzie znalazłam co? Szparagi i warzywa na patelnię. - Ummm... Pana! Gdzie są lody? 


- Przenieśliśmy je na tam - kiwnął głową w kierunek w który od razu poszedłam.
- Myślałem że chcesz jeść zamrożone jarzyny prosto z torebki - Zayn parsknął śmiechem, wlokąc się gdzieś za mną.
- No sorry, ale aż tak porąbana to ja nie jestem - nawet ja niekontrolowanie się cicho zaśmiałam.


- Chyba też wezmę jakiegoś loda - powiedział na co tylko zerknęłam na niego kątem oka, otwierając drzwiczki zamrażarki.
- Te są dobre - wskazałam na orzechowe lody Mcennedy. - są trzy w paczce i możemy się złożyć jak też je chcesz.
- Okej - wzruszył ramionami, podtrzymując mi drzwiczki, żebym mogła je wziąść. 


Zapłaciliśmy za nie i wyszliśmy ze sklepu. Powoli zachodziło słońce.
- Jest aż tak późno? - zdziwiłam się, schodząc z trzy stopniowych schodków przy wejściu.
- Na to wygląda. Idziemy już do domu czy chcesz się jeszcze przejść? - Spytał, chowając ręce do kieszeni. 


Odwróciłam się w jego stronę, podając mu jednego loda i podniosłam wzrok na jego oczy. Były takie... Piękne. Świeciły się od odbijającego zachodzącego słońca. 
- Umm...


__________________________________________



Macie kolejny. Kim będzie chciała iść z Zaynem na spacer czy nie? 


Następny będzie dłuższy, obiecuję.


Kocham



sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 15



Siedzieliśmy w niezręcznej ciszy przez dłuższy czas, dopóki ja w końcu się nie odezwałam.
- Umm... no, ten.. to o czym chciałeś pogadać? - spytałam, wpatrując się w niego ze zniecierpliwieniem.
- To trudne... - przetarł twarz dłonią, ciężko wdychając powietrze. - no bo wiesz... - zaciął się, nie patrząc mi nawet w oczy.


- O co chodzi? - uniosłam pytająco brew, nie mogąc się nawet domyślić czego ma dotyczyć ta rozmowa. - to coś złego?
- Nie! chyba.. - odparł od razu, na co ja się zaśmiałam.
- No to mów w końcu - przewróciłam oczami, szturchając go w ramię bo wyglądał jak sztywna cegła.


- Może jednak nie... to głupie - przełknął ślinę, niespokojnie wiercąc się na swoim siedzeniu na co ja strasznie się zirytowałam i przez moment przemknęła mi myśl o tym, aby go stąd wyrzucić.


- No dawaj! Bo zaraz się zrzygam na twoją piękną koszulkę, której pewnie i tak nie będziesz mieć długo w posiadaniu - wyszczerzyłam do niego zęby, wzruszając ramionami.
- Myślisz że mi ją ukradniesz? - zaśmiał się z mojej miny - chyba trochę przyduża, kurduplu. 


- Po pierwsze, nie myślę tylko... 
- Wiem że nie myślisz - tym razem wybuchnął śmiechem, na co ja uderzyłam go z całej siły w piszczel.
- Kiedyś cię zabiję, zobaczysz... ja wiem że ci ją zabiorę i tylko stwierdzam fakty, a po drugie wcale nie jestem żadnym kurduplem. Mam prawie 170 ćwoku - skrzyżowałam ręce na wysokości klatki piersiowej z oburzeniem.


- No właśnie, prawie - mruknął.
- Dobra, mów co miałeś mówić a nie...
- Może tak... - poprawił się na siedzeniu, kierując się na przeciwko mnie - Ymmm... Co byś zrobiła gdyby Niall się w tobie zakochał? - otworzył szeroko oczy, czekając z niecierpliwością na moją reakcję.


- Co? Niall? No way - zaśmiałam się, kręcąc głową na boki - ale to prawda?
- Nie... Chyba - uniósł delikatnie jeden kącik ust - no co byś zrobiła 
- Nie wiem, pewnie nie uwierzyłabym mu bo to raczej nie możliwe - wzruszyłam ramionami, marszcząc brwi - ale czemu mnie o to pytasz?
- Noo... Tak po prostu. Muszę mieć jakiś powód?
- No raczej - fuknęłam, wstając z miejsca i patrząc na niego jak na debila.
- Nie, dobra. Zapomnij o tym Viper - zaśmiał się.


- Okeeeej.... - zmierzyłam go wzrokiem - tylko po to przylazłeś? żeby zadać mi to idiotyczne pytanie?
- Taa.. Nie no możemy coś porobić - odparł nieśmiało.. albo mi się wydawało, bo on przecież nigdy nie jest nieśmiały. Raczej. 


Wzruszyłam ramionami kiwając głową w stronę drzwi.
- To chodź. Już mi się nie chce siedzieć w domu.
- Obudziłem cię tak w ogóle? Wyglądasz na zaspaną - spytał, otwierając przede mną drzwi.
- Ta.. jeszcze raz tak zrobisz to dostaniesz w pysk
- Uuuu... Boję się


______________________________________



Najkrótszy rozdział na śmiecie. Sorka.



Kocham

piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział 14




- KIM!!!! - nagle usłyszałam głos Hazzy, a wszyscy przenieśli wzrok w tamtą stronę, po chwili wybuchając niepohamowanym śmiechem. Z piasku wystawała tylko zbulwersowana głowa loczka.
- O-oł... - Wydusiłam pomiędzy salwami śmiechu. Tak, wystająca z piasku, krzycząca głowa jednego z tej wkurzającej piątki to zdecydowanie jedna z najśmieszniejszych rzeczy które widziałam.


- Dorwę cię ty amerykańska żmijo! - zaczęłam śmiać się jeszcze bardziej niż wcześniej. Nie zdawałam sobie jednak sprawy jak często te dwa słowa będą używane jako określenie mnie. Ani trochę.


A jednak. Zaczęło się właśnie od tego. Ta cała ksywa...


American viper


Dzięki Hazza. Masz czego chciałeś.



                              ~*~



- Nie wybaczę ci tego - odezwał się loczek, otrzepując z resztek piachu i patrząc na mnie morderczym wzrokiem.
- Też cię kocham - zachichotałam, cmokając ustami w jego stronę. 
- Wiedziałem! - Krzyknął wskazując na mnie palcem, a na jego twarzy nagle wyrósł uśmiech.
- Widzisz? Już mi wybaczyłeś - odparłam klepiąc go po ramieniu. 


- Nie prawda - skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej, dumnie unosząc głowę w górę i odwracając ode mnie wzrok. Przewróciłam tylko oczami, skupiając się na drodze do auta. Nagle wpadłam na znakomity pomysł. 


Po co mam się męczyć jak ktoś może mnie ponieść? Podbiegłam do Nialla i skoczyłam mu na plecy, śmiejąc się już w trakcie biegu.
- Ej! Co ja jestem? Wielbłąd? - blondyn udał oburzonego, ale cały groźny wyraz twarzy zniszczył uśmiech poszerzający się z każdą sekundą udawania.


- Tak, mój wielbłądek - przytuliłam twarz do jego karku i oplotłam nogi wokół jego talii.
- Awww... - przeciągnął, pozwalając mi wygodnie rozłożyć się na jego plecach.


- Będą z tego dzieci, ja wam mówię - skomentowała to Am, na co ja popatrzyłam się na nią jak na debila i postukałam się po czole.
- Jasne...


- Cicho tam American Viper. My cieszylibyśmy się z bycia wujkami, nie chłopaki? - odparł Harry.
- Nawet tego nie skomentuję



                                ~*~



- Nie pchaj się Tomlinson - fuknęłam z irytacją kiedy ten w tym samym czasie co ja postanowił wyjść z auta co spowodowało zatkanie się całkowicie wejścia. - No... patrz, co... zrobiłeś - wysyczałam przez zęby, próbując się wyszarpać. Na szczęście, udało mi się to zrobić. W innym przypadku pewnie umarlibyśmy w tej pozycji, a mi nie uśmiecha się umieranie z tym pedałem u boku. 


Pomyślałam, wyobrażając sobie dwa kościotrupy siedzące w progu drzwi do samochodu, zarośnięte pajęczyną, a w tle odgłosy świerszczy. Ej, czy ja jestem normalna? 


- Nie sądzę - odparła z całkowitą powagą Watson, a reszta popatrzyła się na mnie ze zdziwieniem i zdekoncentrowaniem w tym samym momencie. Czekaj, wróć. Czy ja to powiedziałam na głos? Ups. Przynajmniej tylko to ostatnie zdanie. Wzruszyłam ramionami, sztucznie się uśmiechając.


- Whatever - parsknęłam śmiechem i dopiero wtedy zorientowałam się że wszyscy już wysiedli z auta. - No to, ummmmmmmmmm... Cześć? - uniosłam powoli rękę, niezręcznie nią machając.
- Co to za pożegnanie? - blondyn uniósł pytająco brew, a po chwili parsknął śmiechem i podszedł do mnie, obejmując ramionami, na co na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. 


Kątem oka zobaczyłam jak Am z Zaynem robią coś dziwnego, bardzo skomlikowanego ze swoimi rękami, na końcu machając palcami i chichotając pod nosem. Łat da fak? To ich jakieś nowe przywitanie czy tam pożegnanie... Bóg wie co to jest? Zmarszczyłam brwi, ale machnęłam ręką bo i tak nie umiałabym się tego nauczyć.


- Pa, Liam - uśmiechnęłam się pod nosem, obejmując go lekko jedną ręką.
- Do zobaczenia - odwzajemnił uśmiech.


- No to cześć, Kim - odparł Harry na co ja tylko mruknęłam coś pod nosem, nawet nie patrząc na Tomlinsona, odwracając się i idąc w stronę mojego domu. No co? Nie chce mi się tam sterczeć i żegrać z wszystkimi po pół godziny.


- Ej! Czekaj! - wrzasnęła Am, biegnąc za mną i po drodze machając jeszcze chłopakom.



                               ~*~



Już same opadały mi się powieki. Ledwo widziałam ekran telewizora przed sobą. Naciągnęłam na siebie mój mięciutki kocyk i w końcu pozwoliłam oczom całkowicie się zamknąć. Myślałam że zrobię sobie taką godzinną drzemkę bo było dopiero około dziewiętnastej. Aż uśmiechnęłam się na tą przepiękną myśl. Niestety, uśmiech na mojej twarzy nie utrzymał się na długo bowiem usłyszałam pukanie do drzwi. 


No chyba sobie żartujesz człowieczku. Westchnęłam z irytacją podnosząc się do pozycji siedzącej i z niechęcią przecierając zasypane oczy, po czym ledwo wstałam i skierowaliśmy swoje kroki w stronę przedpokoju już któryś raz słysząc wkurzający dzwonek.
- Idę no! - fuknęłam otwierając drewniane pudło i podnosząc wzrok na osobę stojącą na przeciwko mnie. - Oh, to ty Zayn


- Hej - uśmiechnął się krzywo.
- Co cię do mnie sprowadza? - spytałam, unosząc pytająco brew.
- Chciałem pogadać - westchnął, wwiercając we mnie swój wzrok i podciągając rękawy bluzy do góry, tak że mogłam zobaczyć te zapierające dech w piersiach arcydzieła.


- Jasne, wchodź







_________________________________________________________________________________



Macie ciekawy koniec 👌


Kocham



niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 13




- Zasłoń mnie debilu - Wysyczałam przez zęby ciągnąc go za ramię i wysuwając głowę zza jego ogromnego cielska... Dobra, nie takiego znowu ogromnego.
- Czemu się przed nim chowasz? - uniósł do góry jedną brew w niezrozumieniu.
- Bo jest moim byłym?! Nie chcę go spotkać - Przewróciłam oczami, wciąż nie spuszczając wzroku z ciemnego bruneta, który był coraz bliżej - ten zjeb jest chyba gorszy niż ty - warknęłam, z paniką szarpiąc go na wszystkie strony.


- Przestań - zaczął się histerycznie śmiać.
- To mi pomóż - pisnęłam, nie mogąc ustać w miejscu, na co on objął mnie, tym samym wciskając moją twarz w jego ramię - Ała, Tomlinson miażdżysz mi nos.
- Ciii... - prychnęłam zrezygnowana, oplatając go ramionami w pasie. 
- Poszedł już? - spytałam zniecierpliwiona. 


- Tak jakby
- No tak czy nie? - przewróciłam oczami.
- Noo .. - przeciągnął ostatnią literę ze smutkiem, niechętnie mnie puszczając. 
- To dobrze.. Wiesz co to za debil? Nie wiem jak mogłam z nim w ogóle być. Przelizał się z Amy Donnavan na moich oczach.


- No to niezły z niego... zaraz.. Co?! Z Amy Zdzirą Donnavan?! - wytrzeszczył oczy ze zdziwienia, po chwili zaczynając się śmiać.
- Znasz ją? - na mojej twarzy powoli wyrastał uśmieszek.
- Taa, przecież ona kiedyś mieszkała w Londynie. Wiem że się tu przeprowadziła. Już gorszej lasi nie mógł chyba wybrać. Tona tapety na ryju a pod spodem jeszcze gorzej. Kiedyś wylałem drinka na jej kieckę od Chanel. Specjalnie - odparł, nie przestawając podśmiewywać się pod nosem.


- Seryjnie?!  Ale miazga, piona! - moje usta utworzyły literę 'o', a ja zaczęłam z podziwem kiwać głową, wyciągając rękę do przodu.
- No! Ale i tak nic nie przebije tych numerów które wy nam wykręciłyście! - parsknął, szturchając mnie w ramię.
- Nie bij mnie kosmito - nagle przybrałam wkurzony wyraz twarzy, kopiąc go jak najmocniej w nogę.


- Ała!! Ty szmulo! - warknął, a już po chwili ludzie naokoło zyskali nową atrakcję jaką była dwójka zdesperowanych ludzi, ganiających się po całej plaży z wkurzonymi minami, które co jak co ale dla nich wyglądały niesamowicie śmiesznie.



                          * Amy's POV *



- Zaraz cię dorwę niedojebany frajerze! - usłyszałam nagle piskliwy głos Kimmie, który przykuł moją uwagę. Zsunęłam lekko okulary z nosa, podnosząc się do pozycji siedzącej i wzrokiem zaczęłam szukać tej brąz czupryny z rosnącym uśmieszkiem na twarzy. 


Ahh... no tak poszła z Tomlinsonem. To nie mogło się dobrze skończyć. Wybuchnęłam głośnym śmiechem kiedy znalazłam tych orangutanów. Trudno nie było, w końcu biegają po całej plaży, a wszyscy mają z nich beke. Jezu, ale siara. Czy oni nie mogą zachowywać się przyzwoicie nawet w miejscu publicznym? 


W sumie to mogliśmy się tego spodziewać. To w końcu Kim i Louis. Niby mówią że kto się czubi ten się lubi. Oby tak było i w tym przypadku.
- Ej, ej, ej! Cioty, nie róbcie siary! - Wrzasnęłam na tyle głośno, żeby wzrok wszystkich przeniósł się właśnie na mnie. A mogłam udawać że ich nie znam... No nic.


Nie przestając się śmiać, zobaczyłam że to jednak pomogło i oboje stanęli w miejscu ze skrzyżowanymi na piersiach rękami przez chwilę patrząc na mnie, a potem prychając lekceważąco. Kimmie zmierzyła w moją stronę, a Tommo poszedł do wody. No i dobrze.


- Wiecie co? Może idziemy już popływać? Kim chyba jest wkurwiona - z uśmiechem popatrzyłam na resztę, unosząc do brew do góry.
- Tak, to chyba jest dobry pomysł - odparł Liam, a wszyscy go poparli, podnosząc tyłki i idąc w stronę wody. Wszyscy oprócz Hazzy. On chyba zasnął. Pech, najwyżej się spali. Wzruszyłam ramionami, wstając i kierując swoje kroki za chłopakami.


Mijając się z Kimmie, mrugnęłam do niej okiem i poklepałam po ramieniu, z ogromnym bananem na ryju.
- Pfff... - fuknęła, zatrzymując się na sekundę i zmierzając mnie wzrokiem od góry do dołu.
- Też cię kocham 



                    * Kim's POV *



Podparłam się na moim ręczniczku z irytacją patrząc na śmiejącą się bandę ufoludów. Więc zostałam sama? Westchnęłam oglądając się w kółko. Wtedy spostrzegłam loczka śpiącego w najlepsze po mojej lewej. 

Od razu poprawił mi się humor a na mojej twarzy pojawił się chytry uśmiech. Na chwilę popatrzyłam znowu na resztę bandy która pluskała się w wodzie, w ogóle nie zwracając uwagi co się dzieje na piaszczystym terenie, a już na pewno nie patrząc w moją stronę. No i dobrze.


 Powoli wstałam, podchodząc do Harrego idioty Stylesa i wysypałam na niego garść pisku, nie będąc pewną czy się przypadkiem nie obudzi. To by była porażka. Na szczęście ten nawet nie drgnął.


  
                          ~*~



- Siema ludzie! - wrzasnęłam, uśmiechając się szeroko i wchodząc do wody. Wszyscy przenieśli na mnie wzrok, ze zdumieniem patrząc na moją nadmierną radość.
- Co znowu beze mnie zrobiłaś kaszalocie? - Amy założyła ręce na piersiach z ogromnym chytrym uśmiechem podobnym do mojego.


- No właśnie, co zrobiłaś? - spytał Niall, unosząc pytająco brew.
- Nic - odpowiedziałam wzruszając ramionami.
- KIM!!!! - nagle usłyszałam głos Hazzy, a wszyscy przenieśli wzrok w tamtą stronę, po chwili wybuchając niepohamowanym śmiechem. Z piasku wystawała tylko zbulwersowana głowa loczka.
- O-oł... - Wydusiłam pomiędzy salwami śmiechu. Tak, wystająca z piasku, krzycząca głowa jednego z tej wkurzającej piątki to zdecydowanie jedna z najśmieszniejszych rzeczy które widziałam.



_________________________________________________________________________________






Hejka kochani!
 Dawno nic nie wstawiałam, no ale macie. Przepraszam że musieliście tak długo czekać. 😭 


Spóźnione, ale i tak chciałabym podziękować wszystkim którzy głosowali wtedy na mojego bloga w konkursie. Został blogiem miesiąca listopad i zajął 7 miejsce w kategorii bloga roku. Bardzo wam za to dziękuję. 


Kocham was 💕




piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 12




Horan i jego Horanowe pomysły dzięki którym siedzę teraz w ich aucie, pomiędzy Louisem jebanym Tomlinsonem a prawie osikaną z podekscytowania i wyjącą do piosenek z radia Amy wkurwiającą mnie w tym momencie Watson. Wspaniale.


- Hej bejbi iwyn noł aj hejcia a łony low ja! Aj łonć ju u u! - warknęłam tylko gdy zaczęła "śpiewać" piosenkę Ariany Grande. Nie to że jej nie lubię, albo coś ale nie bardzo cieszy mnie siedzenie w tym samochodzie wariatów jeszcze przez następne pięć minut. - Hed in dy klałs gat noł łejt on maj szolder aj szud bi łajser end rilajs dat ajw gat! - w tym momencie szybko zatkałam uszy, nie chcąc by moje bębenki słuchowe zostały wypiszczone i pękły. - Łan les problem łidałć u aj gary łan les problem łidałću aj gary...


- Garem to ja ci zaraz przypierdole. A najlepiej patelnią - bąknęłam, podśmiewując się pod nosem.
- Łan les łan les problem! - chyba nie usłyszała.
- Nie wierć się Tomlinson! - szturchnęłam go ramieniem z irytacją.
- No co? Tu jest niewygodnie - jęknął zrozpaczony. - Daleko jeszcze? - spytał Nialla który prowadził.


- Tak właściwie to już jesteśmy - parsknął śmiechem, a samochód się zatrzymał.
- No nareszcie - westchnęłam z ulgą, odpinając pas i wypychając Amy gdy tylko otworzyła drzwi. Ta upadła na ziemię, a ja zaczęłam się z niej śmieć.
- Ty suczo! - Wrzasnęła, a ja poczułam szarpnięcie gdzieś z tyłu, a po chwili już leżałam na Amy i czułam czyjeś przyrodzenie na plecach.


- Złaź ze mnie Tomlinson!! - Zaczęłam krzyczeć, kopiąc go w łydki.
- Kanapka!! - usłyszałam tylko głos blondyna zanim zostałam całkowicie i oficjalnie zgnieciona. Fuknęłam tylko, prostując ręce przed sobą i wyciągając twarz z włosów mojej przyjaciółki.
- Dobra, wystarczy! Złazić ze mnie. Wszyscy - powiedziała Am, wiercąc się pode mną. - wbijają mi się jakieś kamyki w twarz 


Najpierw zszedł Zayn, bo on był na górze. Potem Liam, później Harry, Niall, aż w końcu Louis ruszył poślady i zostałam uwolniona. Wstałam i pomogłam w tym Amy, widząc że nie jest zbyt zadowolana ale też lekkie rozbawienie zabłysnęło na jej twarzy kiedy stała już na własnych nogach. Wszyscy staliśmy w kółku przez jakieś dziesięć sekund podczas których uśmiech na naszych twarzach rósł i rósł aż w końcu cała nasza siódemka wybuchnęła śmiechem.


- Ej! W sumie ta ludzka kanapka zapoczątkowała się na mnie! - wyjąkała blondynka pomiędzy salwami śmiechu.
- Ale to ja ją stworzyłam! - odezwałam się, zginając w pół i chwytając za brzuch z rozbawienia.


- Dobra. Może już idźmy na tą plażę, co? - jako pierwszy ogarnął się Liam. Jak zwykle.
- Tak, to jest dobry pomysł - odparł Niall, wychodząc na przód i prowadząc nas jakbyśmy nie znali drogi. Tak, Horan. Szczególnie ja i Amy. Przecież my się tu tylko urodziłyśmy i wychowałyśmy. Nic znaczącego.


Szybko dobiegłam do niego, żartobliwie szturchając w ramię i podśmiewując się pod nosem.
- Horan, ja też znam drogę. Nie wymądrzaj się bo i tak wszyscy wiemy że  jesteś głupi jak but - odparłam, kręcąc głową.
- Ej, Jones! Ty to też najmądrzejsza nie jesteś! - oburzył się blondyn, na co prychnęłam.


- Oczywiście że jestem - odwróciłam wzrok kierując go przed siebie z uśmiechem na twarzy. Centralnie przede mną była piękna plaża wypełniona miękkim piaskiem i bardzo, powtarzam bardzo dużą ilością ludzi. 


Przez chwilę nawet zaczęłam się martwić czy znajdziemy gdzieś jakiekolwiek wolne miejsce. Obróciłam się do tyłu patrząc na  padawanów ukośnik, murzynów taszczących torbę moją i Amy. Fajny widok. Parsknęłam śmiechem, krzyżując ręce na wysokości piersi i podnosząc jedną brew.


- Gdzie się rozkładamy? - spytałam, zerkając na mojego blond przyjaciela pytająco.
- Może tam? - spytał, unosząc rękę i wskazując palcem w nagrzane słońcem, a co najważniejsze puste miejsce blisko wody. Wzruszyłam ramionami zgadzając się z nim i skierowałam swoje kroki właśnie w tamto miejsce.


Nagle zmarszczyłam brwi, bo do mojej jakże dziwnej i powalonej główki podszedł równie dziwny i powalony pomysł. Niebieskooki Tomlison spojrzał na mnie podejrzliwie, na co ja zaczęłam panikować że może coś podejrzewać i wyszczerzyłam do niego ząbki w szerokim uśmiechu. On oczywiście zrobił to samo, zadowolony idąc obok mnie przez resztę drogi. Udało się.


Wiadomo że Harry piękniś, pewny siebie że ja wale Styles będzie się opalać, mówił też że jest zmęczony więc co staje na przeszkodzie żeby go zakopać kiedy już zaśnie? Tak, ale tego nie przymyślałaś Jones. A co jeśli on wcale nie zaśnie? Ugh. Oby jednak. 


Gdy już każdy rozłożył swoje ręczniki, a Niall wyniósł z samochodu przenośną lodówkę, załorzyłam sobie raybany na nos i przeniosłam wzrok na właśnie ściągającego koszulkę Liama. Wow. Prawie upuściłam trzymaną przeze mnie w dłoni butelkę wody. Am wyglądała z resztą podobnie. Szczęka na piasku. Co jak co ale klatę to on ma niezłą. 


- Tylko się nie ośliń Kim - prychnął Tommo, robiąc to samo co Liam. Czy ja właśnie dostałam zawału? Nagle wszyscy ściągnęli koszulki a ja już powoli mdlałam. Czy oni nie mogą mieć jakiegoś sadła tylko jebane kaloryfery? 


- Pierdol się - burknęłam w stronę Lou, na co on znacząco poruszył brwiami w górę i w dół.
- Z tobą zawsze - odpowiedział z ogromnym bananem na ryju, a ja tylko z irytacją przewróciłam oczami. 


Nawet nie zorientowałam się kiedy moja blond przyjaciółka też ściągnęła ciuchy, zostając w samym kostiumie w flagę ameryki.
- To wy się nie oślińcie - warknęłam, gdy zobaczyłam ich błyszczące oczy i spojrzenia głodnych mustangów. Sorry, w ich przypadku głodnych kucyków pony.


Żeby nie zostać jedyną osobą ubraną na tej plaży zdjęłam swój crop top i szorty, ukazując moje nowe, czarne bikini. Teraz to im chyba gały z orbit wyleciały. Ojej, rym. Zaśmiałam się i wystawiłam im środkowy palec. - żyjecie jeszcze patafiany? - spytałam, unosząc brew.


- Taa - mruknął loczek, a ja pokręciłam z niedowierzaniem głową.
- Idziemy się kąpać? - spytałam w końcu, przerywając ciszę.
- Ja się najpierw trochę poopalam - odparła Am, kładąc się na ręczniku. Przytaknęłam przechodząc wzrokiem na Hazze.
- Ja też. Jestem trochę zmęczony - mogłam się domyśleć. Wzruszyłam ramionami a wzrok doprowadził mnie do Zayna.


- Ja w sumie też zostanę. Nie lubię wody, nie umiem pływać - westchnęłam, zaczynając się lekko frustrować. Niall?
- Jestem głodny. Idź z kimś innym, ja zaraz do was dołączę - odparł, a ja westchnęłam mrużąc oczy na Liama.
- Chyba też chwilę zostanę - no to pięknie. Podeszłam do Louisa, opierając łokieć o jego ramię, patrząc w jego oczy z nadzieją.


- Idziesz Lou? - przybrałam minę smutnego pieska.
- Jasne - uśmiechnął się promiennie, a ja spostrzegłam że wszyscy patrzą się na nas z niedowierzaniem.
- Co? - mruknęłam, patrząc na nich z pod byka.
- Nie, nic - powiedział czarnowłosy, a ja obróciłam się zmierzając w stronę wody.


- O kurwa - stanęłam nagle w miejscu, łapiąc Tomlinsona za rękę, żeby go zatrzymać. 
- Co? - spytał zdziwiony, podąrzając za moim spanikowanym wzrokiem. - kto to? 


- Mój były



_________________________________________________________________________________



Hahah i co teraz zrobi Kimmie? Może macie jakieś domysły? Powiem wam że Louis będzie zadowolony z takiego obrotu spraw. :D


Mogą być błędy, za co przepraszam :c