Strony

wtorek, 30 września 2014

Rozdział 9 Część I




                      * Kim's POV *



- Wygląda na to że chyba musicie zostać na noc. - Westchnęłam zrezygnowana, przenosząc wzrok na moją bliską zawału przyjaciółkę. Nie bez powodu jest w takim stanie. To wszystko przez tych debilów, którym zachciało się spacerować po lesie w środku nocy. Tak, nie dość że już po tym horrorze byłyśmy przerażone, to oni wpadli na ten jakże 'wspaniały pomysł';


 Zaraz po tym jak Niall wyjadł mi wszystkie zapasy z lodówki prawie że z nią włącznie i po wielu protestach ze strony naszej dwójki płci żeńskiej wyszliśmy na spacer. To chyba był najgłupszy pomysł jaki w życiu widziałam. Po co wyszliśmy? Bo sąsiedzi chcieli się dotlenić. Może jednak coś im się w mózgach poprzewraca, tak że będą w miarę znośni. Zdecydowanie poszliśmy za daleko i w złą stronę.
- Jesteście chorzy psychicznie. - Bąknęła Amy, rozglądając się dookoła ze strachem. - Po co mamy wchodzić do tego lasu? 


- A co? Jesteś tchórzem, Watson? - Spytał Tomlinson, robiąc przebiegły wyraz twarzy, na co blondynka zmarszczyła brwi, prostując się i przybierając obojętną minę.
- Nie prawda. - Skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej. - Idziemy.



I tak się zaczęło...



Wszyscy z lekkim wahaniem zaczęliśmy iść wgłąb ciemnego, mrocznego lasu, patrząc w każdą możliwą stronę. Niesamowicie się bałam, a każdy najcichszy dźwięk przerażał mnie jeszcze bardziej. Aż podskoczyłam w miejscu, wydając z siebie pisk, gdy usłyszałam za sobą trzask łamanych gałęzi.


 Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam wpatrującego się we mnie blondyna.
- Sorry. - Bąknął, uśmiechając się niewinnie, a ja prychnęłam cicho, idąc za resztą grupy.
- Słuchajcie. Pilnie potrzebuję się odlać. - Odezwał się nagle Harry, na co wszyscy jęknęli z niezadowoleniem. W tej ciemności praktycznie nikogo nie widziałam. 


Tylko zarysy ludzi no i rozpoznawałam Nialla po neonowej, święcącej w ciemności bransoletce.
- No to idź w krzaki, Styles. - Powiedziała Amy gdzieś po mojej prawej.
- Okej. Ale stójcie tu. - Odparł wystraszony małpi chłopak, idąc gdzieś między drzewa. 


Nie wracał już chyba z piętnaście minut, a wszyscy zaczęli się o niego martwić. Oprócz mnie, oczywiście. Mam go totalnie gdzieś. Mimo wszystko ta scena wyglądała jak z jakiegoś horroru. Dobrze że wzięłam bluzę, bo robiło się coraz zimniej. Byłam strasznie śpiąca, ale nic w tym z resztą dziwnego. Przecież jest już... Pierwsza trzydzieści. 


No i oczywiście nie ma tu zasięgu. Super. Usiadłam na jakimś większym kamieniu i pochyliłam się, łokcie opierając na kolanach. Przetarłam twarz dłońmi, próbując chociaż trochę się obudzić, ale nie przyniosło to oczekiwanego skutku. Widziałam jak obraz zaczął mi się zamazywać, a powieki mimowolnie zamykać.



                               ***



Otworzyłam oczy ze zdekoncentrowaniem i zaczęłam rozglądać się z paniką dookoła. Leżałam na trawie, a w pobliżu nie było nikogo. Szybko odblokowałam telefon... Przynajmniej próbowałam. Rozładowany. No to pięknie. 


Z szokiem wypisanym na twarzy, otworzyłam szeroko oczy i wstałam na równe nogi. Było tak samo ciemno jak wcześniej, więc nie mogłam spać długo, ale gdzie się wszyscy podziali? Dobra, Kim. Ogarnij się. Muszę ich poszukać. A co jeśli wyszli już z lasu i o mnie zapomnieli?


 Mój oddech z paniki strasznie przyspieszył, gdy uświadomiłam sobie że właśnie jestem w lesie, do tego w środku nocy. Nagle jak na zawołanie wszystkie horrory z akcją toczącą się w identycznych miejscach przypomniały mi się. 


Przełknęłam ślinę i rozszerzyłam oczy, prawie umierając z przerażenia gdy coś zaczęło szeleścić gdzieś z tyłu. Było to dość daleko. Jakieś 30 metrów ode mnie. Nie byłam w stanie zobaczyć kto lub co to było. Nadal panowała prawie całkowita ciemność. Co mam teraz zrobić? Czy ja umrę? Jestem na to za młoda. Mam dopiero siedemnaście lat. Okej, uspokój się. Pewnie tylko ci się przesłyszało. Przymknęłam oczy, robiąc głęboki wdech i ponownie usłyszałam ten sam dźwięk. Mogę się założyć że już cała osiwiałam. 


Powoli zaczęłam stawiać kroki w tamtą stronę, aż w końcu zobaczyłam zarys męskiej sylwetki. A co jeśli to jakiś zabójca? Albo któryś z tych idiotów. 
- Kim? - Zayn. - Tu jesteś.
- Zayn? Gdzie są wszyscy? Która godzina? - Zasypałam go pytaniami, teraz podchodząc już pewniej.
- Godzina? - Wyciągnął telefon z tylnej kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. - Druga dwadzieścia trzy. Też nie masz zasięgu? 


- Mam rozładowany telefon. - Bąknęłam z zażenowaniem. - Gdzie reszta?
- Nie wiem. Rozdzieliliśmy się gdy Harry nie wracał, a o tobie zapomnieliśmy. Szedłem z Liamem, ale go zgubiłem. Musimy ich poszukać. - Wiedziałam że o mnie zapomnieli. Przytaknęłam głową, wzdychając.


- Daj mi swój telefon. - Powiedziałam spokojnie, a on bez zastanowienia wyciągnął dłoń z urządzeniem, przekazując go mi. Weszłam w ustawienia i włączyłam latarkę. Od razu lepiej. Teraz już widzę go w zupełności.






- Chodź. - Machnęłam ręką w wydający mi się znajomo kierunek i zaczęłam niepewnie iść, oświetlając drogę przede mną, światłem wydobywającym się z komórki Zayna. Słyszałam kroki gdzieś z tyłu, co przekonało mnie że chłopak idzie zaraz za mną. No i dobrze. Musimy ich znaleźć bo inaczej zaraz się posram ze strachu. Chyba jednak są idiotami. Wszyscy.



_________________________________________________________________________________



Jak widać rozdział 9 jest podzielony na dwie części ze względu na to że teraz mam mało czasu, ale co za tym idzie druga część pojawi się bardzo szybko, bo prawdopodobnie za kilka dni. Kocham was! ;* Koniecznie zostawcie komentarz żebym wiedziała ile was jest. To na prawdę motywuje ;)




niedziela, 21 września 2014

Rozdział 8




                         * Kim's POV *



Co ty właśnie powiedziałaś, kobieto? Czy ona chce się z nimi pogodzić? Może jeszcze zostaną bff i będą skakać po tęczy?
- Serio, Amy? - Wypaliłam, marszcząc brwi i wierząc w to że może się przesłyszałam albo ona zmieniła zdanie.


- Tak, mówię całkiem serio. Oni wcale nie są tacy źli. - No chyba jej się coś w główce poprzewracało.
- Żartujesz. - Mruknęłam, chowając twarz w poduszce.
- Ani trochę. Zrozum, Kim. Nie mam ochoty się na nich wyżywać. Oni nawet nic nam nie zrobili. - Usiadła na przeciwko i wyrwała poduszkę z moich dłoni. - Bądź miła. - Szepnęła, zachęcająco klepiąc mnie po ramieniu.
- Taa... Pierdolcie się wszyscy. - Złapałam za koc leżący teraz na podłodze i przykryłam się nim razem z głową, na co ona tylko westchnęła. 


W tym pięknym momencie, oczywiście musiał zadzwonić dzwonek do drzwi. Amy wstała z kanapy i prawdopodobnie poszła do przedpokoju, otworzyć. Usłyszałam dobrze znane mi głosy i myślałam że zwymiotuję. Nie, proszę. Nie oni. 


- A ty co? Aż tak się boisz? - Powiedział prawdopodobnie Tomlinson, zanim poczułam że moje nogi właśnie zostają zgniatane.
- Ał! Ty idioto! - Wydarłam się i zrzuciłam z siebie koc, bijąc go poduszką prosto w ten pusty łeb, na co Am szepnęła pod nosem coś w rodzaju 'miła Kimmie'. A niech się wali.


- Dobra, dobra! Sorry! - Palnął Tomlinson, łapiąc mnie za nadgarstek, a ja popatrzyłam wściekle na Amy, czując wzbierający się we mnie ogień szału. Każdy dobrze wie że ja nienawidzę słowa 'sorry'. Oczywiście każdy, oprócz nich. 


Jęknęłam, zgrzytając zębami i ponownie przykryłam się kocem, nie chcąc rozmawiać z nikim. Odpierdolcie się ode mnie, to nie zabiję.
- Co jej? - Szepnął któryś z głosów. - Okres ma, czy co? 
- Słyszałam. - Powiadomiłam ich, ledwo powstrzymując śmiech. Co jest ze mną nie tak? Dopiero się złościłam a teraz śmieję? Ups. Nic nie poradzę na to, że śmieszy mnie ich rekordowy poziom debilizmu. - Zamknąć mordy. - Fuknęłam, z kpiącym uśmiechem na twarzy. Dobrze że tego nie widzą.


- Przez telefon nie byłaś taka zła. - Powiedział prawdopodobnie Niall.
- Nie lubię cię. - Warknęłam prosto w koc, na co Amy zachichotała. Zmarszczyłam brwi w zdezorientowaniu i spojrzałam na nią pytająco, spod miękkiego materiału. - Co? - Ona już robiła się cała czerwona ze śmiechu, a my nie wiedzieliśmy o co chodzi.


- Ona lubi Zayna. - Wyjąkała w końcu przez śmiech, zakrywając usta dłonią. Od dzisiaj możecie nazywać mnie 'pani burak'. Pozwalam. 
- Nie prawda. - Bąknęłam, mordując ją wzrokiem i patrząc na każdego po kolei. Harry, czyli małpi chłopak wyglądał na oburzonego, Niall chichrał się razem z Am, Tomlinson tarzał się po podłodze ze śmiechu, a Liam wyglądał na niewzruszonego. Za to Zayn głupio się uśmiechał. 


Życzę wam żebyście spłonęli na stosie, a wasza śmierć była bolesna i powolna. 
- Tak lubi, lubi? - Wypalił Niall, łapiąc się za brzuch.
- Lubi, lubi. - Potwierdziła Amy, a ja miałam ochotę wydłubać jej oczy, wyrwać wnętrzności i zrobić budyń z jej mózgu. Oh, przepraszam, ona już go tam ma, a mózgu brak.


- Zamknij mordę, Watson i nie pierdol głupot, bo chyba się najebałaś. - Boże, co za siara.
- Wow. Kimmie użyła dwóch przekleństw w jednym zdaniu. Jest zła. - Spoważniała nagle, szturchając Nialla ostrzegawczo. - Ale taka jest prawda. - Szepnęła pod nosem, myśląc że nikt tego nie usłyszy, ale wyszło całkiem na odwrót. 


Myślałam że ten uśmiech zejdzie Zaynowi z twarzy, ale on tylko się poszerzał. Kpi sobie ze mnie? Okej. 
- Zmieńcie temat, frajerzy. Mnie tu nie ma. - Zrobiłam to co przedtem, czyli zakryłam całkowicie swoją twarz i jęknęłam z zażenowaniem, odcinając się od świata. No w sumie to nie do końca, bo słyszałam co mówią, ale może gdy będę udawać że śpię to przestaną mnie dręczyć.


Dłuższą chwilę ciszy przerwał głos Am. Chyba jednak było lepiej kiedy się nie odzywała, bo teraz to przegięła.
- Kim się zakochała. - Powiedziała znacznie szybciej niż zazwyczaj, po czym zaczęła uciekać, dobrze wiedząc że będę ją gonić. Miała rację. Natychmiastowo zerwałam się z kanapy i włączyłam swoją wysportowaną stronę, po prostu chcąc ją zabić, wyrwać włosy i te sprawy. 






Nie może po prostu przestać się odzywać? Dzisiaj jest jakiś dzień wkurzania Kim przez Amy czy co? Ta to dopiero ma biegi. Tomlinson się chowa. W końcu stanęłam w miejscu, piszcząc z bezradności i wściekłości, rezygnując z dalszej pogoni za Watson. Wróciłam na swoje poprzednie miejsce i zdecydowałam że nie będę już reagować na te jej odzywki. Dość. 


Wszyscy ledwo powstrzymywali śmiech, na co zgromiłam ich wzrokiem. Wszyscy są przeciwko mnie? Okej. Dobra.
- Ej, no weź Kimmie. Nie obrażaj się. Przeciągnęła wyraźnie każde słowo, wchodząc do pokoju. Poczułam że ktoś usiadł na kanapie, obok mnie i położył dłoń na mojej łydce. - Przepraszam. Żartowałam. 
- Pieprz się. - Sapnęłam, kopiąc ją nogą. 


                     * Amy's POV *



Przewróciłam oczami, łapiąc za bolące miejsce w które uderzyła mnie Kim i przeszłam na drugą stronę meblu, przenosząc wzrok na naszych gości.
- Szkoda że żartowałaś. Zayn już tu srał ze szczęścia. - Powiedział Niall, po czym wybuchnął głośnym śmiechem.


- Niech sobie pomarzy. - Mruknął małpi chłopak o imieniu Harry, szturchając czarnowłosego w ramię. Ten tylko siedział niewzruszony. Może trochę smutny? Wstałam z miejsca i podeszłam do niego.


- Nie wszystko było kłamstwem. - Szepnęłam tak, żeby nikt inny tego nie usłyszał, a na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Czyli on też musi lubić naszą Kim. Żeby dzieci z tego nie było. Przynajmniej na razie. Parsknęłam śmiechem ze swoich własnych myśli i wróciłam na poprzednie miejsce.


 Co z tego że wszyscy patrzyli się na mnie jak na debilkę. - Chcecie coś do jedzenia albo picia? - Spytałam kiwając się na siedzeniu. 
- Tak, bo to twój dom, Watson. - Bąknęła ciemnowłosa.
- Morda Jones. - Przewróciłam oczami. - To jak? 


- Ja jestem głodny. - Powiedział po chwili ciszy Niall.
- Jak zwykle. - Odparł Tomlinson.
- Co chcesz? - Zwróciłam się do blondyna, robiąc pytającą minę.
- Byle co. Żeby tylko było jadalne. - Przytaknęłam głową patrząc na resztę. 


Szczególnie moją uwagę przykuła Kim, która patrzyła na mnie jak na ufo.
- Teraz będziesz ich sługusem? - Odezwała się w końcu, na co Harry odchrząknął znacząco.
- Napiłbym się herbaty. - Spojrzałam na niego przelotnie i z kpiącym uśmieszkiem wyszłam do kuchni, mówiąc tylko. - Poproś Kimmie. Może ona ci zrobi. - Głosem przepełnionym sarkazmem.



_________________________________________________________________________________





czwartek, 11 września 2014

Rozdział 7




                          * Kim's POV *



- Szoruj, szoruj Tomlinson. - Uśmiechnęłam się z wyższością, śledząc wzrokiem klęczącego przy moich drzwiach chłopaka, wraz z czwórką swoich kolegów, myjących mi podłogę w korytarzu.


 Ten zerknął tylko na mnie przelotnie z niezadowolonym wyrazem twarzy; Po tym jak zrobiłyśmy naszym kochanym sąsiadom awanturę na środku chodnika, słyszalną na całe miasto, całe umazane w farbie, zgodzili się wymyć mi podłogę. 


Na początku śmiali się z naszego wyglądu i nie chcieli się zgodzić, ale miałyśmy wystarczającą ilość argumentów, żeby odpuścili. Tym razem byli wyjątkowo uczciwi. Tak jak obiecali przyszli równo o szesnastej, a my w tym czasie zdążyłyśmy umyć się i przebrać.


I tak oto jestem. Stoję teraz z Am po drugiej stronie pokoju, nabijając się z pięciu fok, klęczących u mych stóp. 
- No szybciej, szybciej chłopcze z małpą na głowie. Nie umyjesz tego do jutra. - Prychnęłam, krzyżując ręce na wysokości piersi.


- Harry. - Warknął tylko, na co przewróciłam oczami.
- Tak, tak małpo. - Szepnęłam sama do siebie, a Amy zaczęła chichrać się jak naćpana hiena. Jej śmiech bardzo zaraża więc po chwili, każdy śmiał się pod nosem z wyjątkiem samego Harrego, który właśnie mordował mnie wzrokiem. 


Wzruszyłam ramionami i mrugnęłam do niego okiem, mając w zamiarze jeszcze bardziej go wkurzyć, co chyba mi się udało, bo wyglądał jakby zaraz miał wybuchnąć.
- Dobra, to już prawie koniec. Możecie iść, Tomlinson da sobie radę. - Powiedziałam, uśmiechając się złowieszczo do Tomlinsona.


- Co?! Czemu ja?! - Oburzył się szatyn, wstając.
- To za oblanie mnie wodą. Ciesz się że jeszcze żyjesz. - Odpowiedziała Am, fucząc pod nosem.
- Właśnie. - Potwierdziłam, popychając go z powrotem na podłogę i przyglądając jego poczynaniom. 


Jęknął głośno, mierząc nas wzrokiem od góry do dołu i zaczął ścierać resztki farby. - Poza tym, to podobno był twój pomysł. - Dodałam, opierając się o framugę drzwi od salonu.
- To była nasza zemsta. - Przejechał ostatni raz ścierką po podłodze, podnosząc się z kolan. - Ale zrozum. - Podszedł do mnie, patrząc prosto w oczy, z poważną miną. - My nie chcemy się z wami kłócić. Nie jesteśmy waszymi wrogami. Przestańcie uprzykrzać nam życie, to my odczepimy się od waszego. Okej? - Spojrzałam na niego zdziwionym wzrokiem. 


Myślałam że jest głupi jak but, ale chyba się myliłam. Wzruszyłam ramionami, kiwając głową w stronę drzwi wyjściowych.
- Chyba powinieneś już iść. - Odparłam spokojnie, patrząc prosto w paskudne oczy Tomlinsona. Nic już nie mówiąc, odwrócił się, wychodząc z domu i zostawiając nas same.


- Wow. - Wydusiła Am, patrząc na mnie zdziwionym wzrokiem. 
- Co? - Spytałam jak gdyby nigdy nic. 
- Myślałam że nie ma mózgu. - Parsknęła śmiechem, a ja tylko pokręciłam głową i skierowałam się do kuchni.



                                ~*~



- Jezu! - Pisnęłam, zakrywając twarz poduszką. Amy zrobiła prawdopodobnie to samo, tylko głośniej. W końcu to przecież ona jest tą która boi się horrorów. Dokładnie tak. Jesteśmy na tyle mądre, żeby oglądać The Ring o dwudziestej pierwszej, przy zasłoniętych roletach i zgaszonym świetle. A potem będziemy marudzić że mamy schizy. Jak zwykle. 


- Zaświeć światło! - Wrzasnęła, przyciskając twarz do poręczy kanapy w moim salonie. Wstałam szybko z miejsca, podbiegając do przełącznika, przynajmniej tak mi się wydaje. Zaczęłam jeździć dłońmi po ścianie w poszukiwaniu kwadratu włączającego światło. Nie udawało mi się to, a Am po raz kolejny pisnęła, prawie mnie ogłuszając. - No włącz!


- Nie mogę znaleźć! - Jęknęłam, w końcu znajdując upragniony włącznik. W całym pokoju nagle zrobiło się jasno, a Am odetchnęła z ulgą. 
- Ja już tego nie oglądam. - Powiedziała głosem przepełnionym strachem, zerkając na mnie zza poręczy. - Wyłącz to. 


- Okej. To nie dla nas. Teraz będziemy srać ze strachu, zamiast spać. Mogłyśmy tego nie oglądać. - Mówiłam, wyłączając film i wyjmując płytę z odtwarzacza.
- To był twój pomysł. - Prychnęła. - Już nigdy nie odpiorę telefonu. Nawet od ciebie. - Poruszyła się niespokojnie na siedzeniu, wpatrując w przestrzeń. - Co to było? - Szepnęła nagle, wiercąc się.
- Ale co? Nic nie słyszałam. - Otworzyłam szeroko oczy, wkładając płytę do pudełka.


- Zaczyna się. Schizy. - Pokręciła głową z niezadowoleniem. - Chodź tu. Boję się. - Wyciągnęła do mnie ręce, a ja usiadłam obok, obejmując ją ramionami. - Myślałam że to nie jest aż takie straszne.
- Ja też. - Zgodziłam się z nią.


Nagle w całym pomieszczeniu rozdzwonił się telefon, a my popatrzyłyśmy na siebie z przerażeniem i zaczęłyśmy piszczeć jak głupie. 
- Oglądałyśmy materiał z kasety! Umrzemy za siedem dni! Ja nie chcę! Mam dopiero szesnaście lat! Nie odbieraj tego! - Am zaczęła panikować z szokiem i strachem w oczach, wpatrując się w komórkę grającą All Time Low - Canals. 


- Ej! Może to ktoś znajomy, albo Luc i Josh. - Próbowałam uspokoić Am. 
- Sprawdź. - Powiedziała, przytulając się do poduszki, podczas gdy ja podbiegłam do komórki, zerkając na wyświetlacz.
- Nieznany numer. - Amy znowu zaczęła piszczeć, a ja pokręciłam tylko głową.


- Nie odbieraj! To na pewno to! - Wrzasnęła, ale zignorowałam ją, wciskając zieloną słuchawkę.
- Daj spokój. To tylko film. - Odparłam, po czym przycisnęłam aparat do ucha. - Halo? - Usiadłam obok przestraszonej Am, która właśnie miała zawał i słuchałam ciszy panującej po drugiej stronie. - Halo. - Powtórzyłam, marszcząc brwi.


- O, hej. W końcu odebrałaś. - Odezwał się wesoły głos, który rozpoznałabym wszędzie. Jeden z naszych ukochanych sąsiadów.
- Niall. Skąd masz mój numer. - Warknęłam nieprzyjemnie, a moja przyjaciółka westchnęła z ulgą, wraz z usłyszeniem imienia blondasa.


- Od Louisa. - Powiedział jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- A ten patafian to niby skąd go ma? - Spytałam wściekła.
- Nie wiem. Jego się pytaj. Co robisz? - Usłyszałam jakieś szeleszczenie a potem kilka głosów na raz.


- Nie powinno cię to obchodzić. W ogóle mnie nie znasz, a dzwonisz sobie tak o w nocy? - Zdziwiłam się.
- Jak to. Znam cię. Jesteś naszą sąsiadeczką. Kim Jones... Przynajmniej takie nazwisko było napisane na drzwiach, więc chyba..


- Tak, to moje nazwisko. - Przerwałam mu. - Po co do mnie dzwonisz? Masz coś ważnego do przekazania, albo nie wiem, jest jakaś inwazja zombie i chcesz mnie o tym poinformować? - Bąknęłam zirytowanym głosem.


- Nie, nie ma żadnych zombie. Po prostu mi się nudzi. - Parsknął śmiechem. - Jesteś z Amy? 
- Yym, tak? Nocuje u mnie. Ale po co ci to wiedzieć? - Spytałam podejrzliwie, a blondynka zmarszczyła brwi w zdezorientowaniu.


- No bo zaraz do was wpadam. - Odparł jak gdyby nigdy nic.
- Nie? Nikt cię tu nie zaprasza. - Warknęłam.
- Co? Chce tu przyjść? - Spytała Am, na co przytaknęłam głową.
- Ej, no weź już nie bądź taką wredotą Kim. - Powiedział smutno.


- Niech przyjdzie. Mamy schizy, Kim. Im więcej ludzi w tym pokoju tym lepiej. W tej sytuacji nie obchodzi mnie że to nasz znienawidzony sąsiad. - Fuknęła Amy, robiąc błagalną minę.
- Dobra, przyłaź jak musisz. Tylko nie przyprowadzaj tych lamusów. Wystarczy że jeden z was będzie w moim domu. - Jęknęłam, wkurzona.


- Ale.. Zayn chce iść ze mną. Może? - Odparł blondas, wyraźnie radośniejszym tonem.
- Zayn. Nie wiem. - Na mojej twarzy pojawił się dziwny grymas. Nagle Amy wyrwała mi komórkę z dłoni i zaczęła się drzeć.


- Przyjdźcie wszyscy! Oglądałyśmy horror i boimy się teraz wszystkiego! - Zrobiłam zdziwioną minę, trącąc ją łokciem w brzuch. - Ał. - Rozłączyła się, oddając telefon w moje ręce.
- Na prawdę chcesz ich wszystkich tutaj?     
- Chcę kogokolwiek kto jest człowiekiem. Nie ma sensu już się z nimi kłócić, Kim. Oni nawet nam nic nie zrobili. - Odepchnęła od siebie koc, a ja Spojrzałam na nią zszokowana.



_________________________________________________________________________________











poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział 6



  
                       * Amy's POV *



Leżałam sobie spokojnie na leżaczku, a słońce jak zwykle zaszczycało nasze miasto swoją obecnością. Wydawało się że nikt ani nic nie jest w stanie popsuć mi tego pięknego, słonecznego dnia;






 Ja na prawdę myślałam że te lamusy wezmą sobie do serca słowa Kimmie i już nigdy nie będą się do nas odzywać oraz będą żyć własnym życiem. Tak, myliłam się. Nie pomyślałam że mogą mieć je aż takie nudne, że będą wchodzić z butami w nasze. Czy do nich nie dociera jedno wyraźne zdanie? Nie lubimy was. To takie trudne do zrozumienia?


 Dla ich mózgów wielkości jednego Zdzisławka to chyba tak. Uhh.. Sorry, nie obrażajmy Zdzisławków, dobra? No. Wielkości... mrówki; Nie sądziłam że ta ich 'zemsta' to tak na poważnie. Zmieniłam zdanie właśnie tego pięknego dnia. Okej, od początku... Yghm. 


Leżałam sobie na leżaczku, a tu sru! Nie wiadomo skąd, jak i przez kogo zostałam oblana lodowatą wodą. Wyskoczyłam z piskiem ze swojego siedzenia i z wściekłością otworzyłam oczy, widząc przed sobą lokowatego kolesia i Tomlinsona z wiaderkiem w rękach.
- Zabiję cię. - Wysyczałam przez zęby, na co on otworzył szeroko oczy, zaczynając biec przed siebie. Właśnie teraz przydały mi się te wszystkie przebiegnięte kilometry. 


Tak, przez jakiś czas miałam fazę na bieganie. Przeszło mi, ale teraz to wykorzystam. Goniłam pasiastego przez jakiś czas. Skubaniec, też ma niezłą kondycję, ale ze mną nie wygra. Z lekko przyspieszonym oddechem w końcu wyciągnęłam rękę i pociągnęłam za materiał jego koszulki, skacząc mu na plecy. 


Oboje przewróciliśmy się na trawę. Chłopak zaczął piszczeć jak dziewczyna, a ja zmarszczyłam brwi, wyłaniając twarz z lawiny moich przemoczonych blond włosów. Nie tracąc ani chwili czasu poniosłam się do pozycji siedzącej i wykręciłam mu rękę do tyłu, z wściekłości zgrzytając zębami. 


Dmuchałam wkurzona w mokry kosmyk włosów utrudniający mi widoczność, aż pasiasty zaczął wrzeszczeć na pół miasta. Zdyszany szatyn z małpą na głowie dopiero teraz do nas dobiegł i z szokiem wpatrywał się w moje poczynania, aż w końcu otrząsnął się i złapał mnie w pasie, odciągając od jednego ze znienawidzonych sąsiadów. 


Wyrywałam się i szarpałam na wszystkie strony wykrzykując wiązankę niecenzuralnych słów w stronę Tomlinsona. Zapomniałam nawet o tym że jestem cała mokra. W tej chwili miałam tylko ochotę urwać mu głowę i zagrać nią w golfa. Ewentualnie tenisa... stołowego.


- Zostaw mnie ty ogrzybiały szatanie! - Niespokojnie machałam nogami w powietrzu, widząc jak Louis przebrzydły Tomlison wstaje z trawnika i otrzepuje się, martwiąc o swoje włosy. - I tak jesteś brzydki kaszalocie, a twoja fryzura to gówno! Pierzesz włosy w pralce?! Chyba pomyliłeś head&shoulders z vanishem! 


Popatrzył na mnie z oburzeniem i szokiem w jednym. - Co się tak gapisz? Wiem że jestem piękna, ale nie jesteś godzien. - Warknęłam, śmiejąc się w myślach z jego wyrazu twarzy. 



                               ~*~






- Cześć! - Na mojej twarzy uformował się ogromny uśmiech kiedy w moich drzwiach wejściowych ujrzałam znajomą szatynkę. Podbiegłam do niej i objęłam ramionami, wciągając do środka. - Na dworze już nie czuję się bezpiecznie. - Zrobiłam niezadowoloną minę, zamykając za nią drzwi. - Wiesz czemu.


- On na serio oblał cię wodą? - Spytała rozbawiona, zmierzając do salonu, uprzednio ściągając buty. 
- To nie jest śmieszne. Ona była lodowata. - Fuknęłam, krzyżując ręce na klatce piersiowej i idąc za nią.
- Może to była ta ich cała 'zemsta' - Zrobiła cudzysłów w powietrzu, prychając drwiąco.


- Możliwe. Oby było tak jak mówisz. - Pokręciłam głową, nie chcąc nawet myśleć o tych pięciu idiotach.
- Sądząc po ich niezbyt wysokim ilorazie inteligencji, to jest bardzo prawdopodobne. - Parsknęła śmiechem rzucając się na kanapę.
- Masz rację. Mądrzy to oni nie są. - Zaczęłam śmiać się razem z nią.



                      * Kim's POV *



- Hahah no wiem. Albo jak Josh zaliczył tą glebę na schodach. - Przypomniałam Am, gdy szłyśmy do mojego domu, chichrając się jak głupie z różnych wspólnych wspomnień.


- Pamiętam! Ciekawe jak radzi sobie w tej nowej szkole. Szkoda że musiał wyjechać, tak samo jak Lucy. - Powiedziałam smutno, w głowie odtwarzając sobie obraz zawsze uśmiechniętej, rudowłosej Luc i potykającego się o wszystko Josha. Musieli przeprowadzić się do Londynu. Byli rodzeństwem, a my obie bardzo ich lubiłyśmy.


Włożyłam klucz do zamka, ale okazało się że drzwi były otwarte.
- Nie zamknęłaś domu?! - Wrzasnęła Am, z przerażeniem.
- Ups? Wydawało mi się że to zrobiłam, ale możliwe że zapomniałam. - Uśmiechnęłam się sztucznie, na co ona tylko pokręciła głową, robiąc facepalm'a. 


Zaczęłam się z niej śmiać, ale gdy tylko przeszłyśmy przez próg, uśmiech zszedł mi z twarzy. Prosto na moją głowę wylała się biała farba, spływając sobie spokojnie, po moich ramionach i brudząc podłogę.


Po dłuższej chwili ciszy, Am zdecydowała się odezwać.
- Jak. Mogłaś. Nie. Zamknąć. Drzwi. - Powoli wysyczała przez zęby, wypluwając czerwoną, spływającą po niej farbę. - Mogłyśmy się tego spodziewać.
- Jednak nie są aż tacy głupi jak myślałyśmy. Niezbyt oryginalny pomysł. - Odchrząknęłam głośno, ścierając dłońmi farbę z oczu. - Czyli tamto to jednak nie była ich zemsta.


Spojrzałam w górę, widząc dwie puszki po farbie, leżące w poziomie na półce, którą mamy centralnie nad drzwiami. Dzięki mamo, to był bardzo mądry pomysł, montować półkę nad drzwiami.
- Teraz niech to sprzątają. My musiałyśmy myć ich auto. - Prychnęłam zakładając ręce na piersiach, robiąc przebiegłą minę.


- Właśnie. Inaczej byłoby nie fair. - Zaczęłam ciągnąć ją w stronę domu na przeciwko, zamykając za sobą drzwi. - Czekaj! Chcesz iść tak. - Wskazała na swoje ubranie, rozszerzając oczy.


- No. Nie obchodzi mnie to. - Wzruszyłam ramionami i ponownie skierowałam swoje kroki w tamto miejsce. Po chwili Am dogoniła mnie i obie, wkurzone szłyśmy do naszych ukochanych sąsiadów.



_________________________________________________________________________________